wtorek, 21 lutego 2012

Ponieważ krótsze - dziś dwa fragmenty




Wrócił do domu jak zwykle na kolację. Żona w drodze z pokoju do kuchni musnęła delikatnie jego policzek. Uśmiechnął się do swoich myśli. Kiedyś wybiegała mu naprzeciw. Potem robiły to ich dzieci, rzucając mu się na szyję. Wtedy on też wracał do domu jak na skrzydłach. Stęskniony marzył tylko o tym, by poczuć ich ciepłe oddechy, słodki zapach, poczuć ich ciepło. Teraz wracał do domu po prostu, bo gdzie niby miałby pójść. Nie, nie były to przykre powroty, ale nie było w nich już nic z dawnej magii. A on ostatnio zaczął odczuwać to pragnienie, aby w jego życiu coś się zmieniło, nabrało intensywniejszych kolorów. Chciał znowu chłonąć życie wszystkimi zmysłami. Przecież był jeszcze młody. To, że miał dorosłe dzieci, nie oznaczało, że poczuł się starcem i nie miał nic przeciwko odstawieniu na boczny tor. Był dopiero po czterdziestce. Niektórzy jego koledzy właśnie teraz zakładali rodziny, zostawali ojcami. Zazdrościł im ich podekscytowania, tego jak promienieli szczęściem, jak intensywnie zaczęli wszystko odczuwać.
Umył ręce i usiadł przy pięknie zastawionym stole. Jego żona zajmowała się wystrojem wnętrz. Miała wyczucie, umiała urządzić wszystko tak, by przebywanie w otoczeniu przedmiotów, które ułożyła, sprawiało przyjemność. Teraz coraz rzadziej wychodziła z domu. Zawodowo osiągnęła niebywały sukces. Najpierw spalała się, pracując dla innych, później udało jej się założyć i rozwinąć własną dekoratorską firmę. Firma prosperowała już zadowalająco i nie było potrzeby, by cały czas czuwać nad każdym szczegółem. Zatem przyjmowała tylko niektóre zlecenia, resztę pozostawiając swoim pracownikom. Dzięki temu miała wreszcie czas na to, o czym od zawsze marzyła – na prowadzenie domu, dbanie o ogród, spełnianie się w kuchni. Od zawsze chciała mieć rodzinę i czas dla tej rodziny. Chciała wszystkim stworzyć warunki do celebrowania życia. Ciepłe, czyste ręczniki, gładka pościel, zapach domowego ciasta. Poza tym zawsze chciała, aby jej dom tętnił życiem, aby mogło ją odwiedzać wielu przyjaciół.
Spędzanie czasu w domu nie nudziło jej i nie męczyło, bo nie było przymusem. Wiedziała, że w każdej chwili może zająć się czymś innym. Dzięki temu, że miała czas dla innych, stała się powiernicą wielu sekretów, zaczynała w pewnym sensie żyć życiem swych dzieci i przyjaciół. Była ich przyjaciółką i wsparciem. Czuła się spełniona, potrzebna i szczęśliwa.
Lubiła siadać co wieczór do kolacji i słuchać relacji męża lub po prostu milczeć. Cisza jej nie męczyła. Pod tym względem była nietypową kobietą. Nie musiała nieustannie paplać, roztrząsać wszystkiego. Lubiła marzyć i rozmyślać, umiała słuchać. Właśnie tym go ujęła. Była tak inna od jego bez przerwy trajkoczących koleżanek. W jej milczeniu jednak nie było smutku czy nudy. Był fascynujący, bo dzięki niemu kryła w sobie tajemnicę, a on zapragnął tę tajemnicę odkryć. I odkrywał ją codziennie przez bardzo długi czas, lecz po dwudziestu wspólnie spędzonych latach zaczął odczuwać znużenie. Jego żona była nadal piękną, wspaniałą, dobrą i atrakcyjną kobietą. Kochał ją bardzo. Czuł jednak, że przestaje być dla niego niewiadomą. I choć to, że tak doskonale ją zna i rozumie, było dla niego powodem do radości, coraz częściej zaczął odczuwać smutek płynący właśnie z braku tej młodzieńczej ekscytacji. Nie chciał pogodzić się z upływającym czasem. Chciał czegoś szalonego, ale czuł, że ona tego nie potrzebuje, a nie wyobrażał sobie tego szaleństwa w samotności lub z kim innym...
Zobaczył jakoś wyjątkowo uroczyście nakryty stół i to na pięć osób, a nie jak zwykle na dwie. Odkąd dzieci się wyprowadziły, kolację zazwyczaj jadali sami. Dziś najwyraźniej miało być inaczej.
Na górze czekał na niego świeży strój, a żona prosiła, aby się pospieszył. Okazja musiała być szczególna, ale strój nie wskazywał na jakieś szczególnie oficjalne okoliczności. Usłyszał na dole głosy – swoich dzieci. To zabawne, właśnie przed chwilą o nich myślał, a oni tu są. Usłyszał też jakiś inny niesłyszany dotąd głos – głos należący niewątpliwie do jakiegoś młodego mężczyzny. Poprawił się i spojrzeniem w lustro ogarnął swój wizerunek. Nie było najgorzej. Ciągle był atrakcyjny i mógł się podobać. Radośnie zbiegł po schodach i jak za dawnych czasów przywitał się z dziećmi.


..............................
Przemierzał schody po trzy, a nawet cztery stopnie. Spieszył się, ale nie skorzystał z windy. Odkąd musiał spędzić cały dzień zawieszony na wysokości dwunastego piętra w małym pudełeczku, nigdy tego nie robił bez wyraźnej potrzeby. Poza tym chodzenie po schodach jest bardzo zdrowe, a on dbał o zdrowie. Dziś humor mu dopisywał. Nie była to euforia, ale poczucie ulgi, podobne do tego, gdy ktoś zrzuci z siebie zbyt długo dźwigany ciężar. Trudno, może wszystko straci, ale przynajmniej spróbował. Ziarno zasiane. Dłużej i tak nie mógłby tak żyć. Tak będzie więc lepiej.
Jego odziedziczona po dziadkach kawalerka przywitała go znajomym zaduchem. Tutaj nawet w wyjątkowo zimny dzień było wyjątkowo gorąco. Ot, urok starego, małego mieszkania. Ale on lubił ten zaduch. Kojarzył mu się z chwilami beztroskiego dzieciństwa, kiedy odwiedzał swoich dziadków, grywał z nimi w brydża, próbował nalewek i prowadził poważne rozmowy o życiu. Tak, tylko oni od samego początku traktowali go poważnie. Lubił tu przychodzić. U nich czuł się swobodnie, wolny od wiecznych uwag i kontroli rodziców. Jego dziadkowie bowiem wspólnie przyjęli zasadę o tym, że rodzice są od wychowywania, dziadkowie mają tylko kochać. W tej miłości mieściło się bardzo wiele, a przede wszystkim spora doza rozpieszczania. Jednak, o dziwo, to u nich najrzadziej przychodziły mu do głowy szalone pomysły, by coś zbroić, by zrobić na przekór. Czuł, że skoro jest traktowany poważnie, powinien też poważnie postępować.
Zapalił papierosa. Od dawna zamierzał zerwać z nałogiem, ale póki co, tylko go ograniczył. Dziś miał dla siebie usprawiedliwienie. Wystarczyłoby na usprawiedliwienie tysiąca wypalonych papierosów. To przecież był ten dzień. Dzień, do którego przygotowywał się przez wiele miesięcy, który zaplanował w najdrobniejszych szczegółach, który wyobrażał sobie tysiące razy. Emocje jeszcze nie opadły, ręce mu drżały, a otulający go zewsząd dym przynosił spokój, głębsze oddechy, choć zatrute, dawały ukojenie. Poczuł pustkę. Nie wiedział, o czym myśleć. Dotychczas tylko myśli o tym dniu zajmowały jego głowę, teraz koniec. Pewnie niedługo znów zajmie się planowaniem czegoś, ale póki co miał przed sobą zagadkę, stał przed niewiadomą. Wmyśliwanie się w dwie możliwe wersje wydarzeń było zbyt męczące, dlatego wolał nie myśleć. Chciał jedynie intensywnie odczuwać tę ulgę, która dziś w końcu się pojawiła.
Siedział tak już bardzo długo i wodził wzrokiem za kolejnymi światłami pojawiającymi się w oknach innych. Lubił się temu przyglądać, snuł wtedy historie o życiu innych ludzi. Zastanawiał się nad tym, kim oni są, jak żyją, co czują. Pomyślał, że byliby świetnym tematem na książkę, ale nie wiedział, czy kiedykolwiek uda mu się zabrać za pisanie. Chyba nie miał wystarczająco dużo zapału.
Wyjął ostatniego papierosa, zgniótł opakowanie i rzucił w kierunku kosza. Upadło tuż obok, na niezłej już stercie śmieci. Pomyślał, że zajmie się tym jutro – dziś nie miał siły. W końcu otworzył okno i rozprostował plecy. Po zdrętwiałym ciele przebiegły liczne mrówki. Powietrze, które ledwie przebiło się przez tuman dymu, spotęgowało tylko zapach tytoniu. Wcisnął przycisk czajnika i opłukał jedną ze szklanek tkwiących w zlewie. Nasypał do niej dwie łyżeczki drobno zmielonego kawowego proszku. Która to kawa dzisiaj? Ósma? Dziewiąta? Nie pił kawy z powodu chęci odgonienia snu. I tak by dziś nie zasnął. Kawa była jego częścią, nie mógł żyć bez niej, towarzyszyła mu zawsze, kochał kawę. Jednak nie kazał sobie usunąć serca jak bohater Zielonej gęsi. Wiedział, czym mogłoby to grozić. Miał w życiu dwie miłości, dla których warto było mieć serce – kawę i ją.
Wiedział, że ma dużo pracy, że musi zająć się tymi projektami, że jest ktoś, kto na nie czeka, ale miał ochotę z samego rana zadzwonić do biura i powiedzieć, że będzie pracował w domu. Musi odpocząć, przez jakiś czas zaszyć się w swoim azylu.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz