wtorek, 27 marca 2012

Kto ciekawy, co dalej?

Wracał do domu i zastanawiał się nad tym, co tak naprawdę się wydarzyło. Ta dziewczyna stała się dla niego zagadką, a on lubił zagadki. Ale przecież zachowywał się karygodnie. Nie powinien tak z butami. To, że on musiał się zwierzyć, nie oznacza, że od razu powinien wymagać czegoś w zamian. Może ona już po prostu taka jest. Teraz powinien skupić się na rozmowie z Karen. Zaniedbał ją. Już od dawna skupiał się tylko na sobie i był przekonany, że to ona już niczego nie chce, niczego nie oczekuje. A przecież nawet jej o to nie zapytał. Musi to wyjaśnić. Może pojadą gdzieś razem na weekend. Tylko we dwoje, bez żadnych problemów. Już dawno tak nie było. Może powinien jeszcze raz wysłuchać jej zdania, może wtedy lepiej by zrozumiał, może udzieliłby mu się jej entuzjazm. Kiedyś tak przecież było. Może wbrew temu, co twierdzi, to on się starzeje.
W uszach delikatnie szumiała mu radiowa muzyka zlewająca się z dźwiękiem silnika i szmerem powietrza wślizgującego się przez uchyloną szybę. –  Jestem szczęściarzem – pomyślał –  i chyba rzeczywiście sam stwarzam sobie problemy.
Przypomniało mu się, jak poznał swoją żonę. Był wtedy chłopakiem pewnej miłej Hani. Byli w maturalnej klasie i planowali wspólną przyszłość. Nie zachowywał się jak większość chłopaków w jego wieku. Nie mógłby spotykać się z dziewczyną, gdyby nie myślał o niej jako o potencjalnej towarzyszce na resztę życia. Dlatego już prawie uważał się za jej męża, choć wiedział, że przed nimi jeszcze długa droga. Hania też chciała z nim dzielić życie, ale podchodziła do tego bardzo spokojnie. Chciała najpierw skończyć studia, coś przeżyć, podróżować, a on nie widział powodu, dla którego nie mieliby poczekać. Byli jeszcze młodzi i mieli bardzo dużo czasu. Właśnie z Hanią wybrał się kiedyś na imprezę organizowaną przez członków szkolnego koła teatralnego. Nie lubił takich imprez, nie umiał się bawić, ale każdy mógł przyjść z kimś, więc Hania nie dała za wygraną. Dlaczego miałaby pójść sama, skoro sama nie jest.
Nie bawił się wtedy najlepiej. Nie znał zbyt wielu osób, a ci, których znał, nie zwracali na niego uwagi. Nie lubił tańczyć, bo najzwyczajniej w świecie nie umiał. Dlatego większość wieczoru przesiedział przy stoliku, obserwując jak bawi się jego dziewczyna i wstając jedynie do wolnych przytulanek.
I wtedy, w czasie takiego siedzenia, przy stoliku naprzeciw wypatrzył dziewczynę. Nie była piękna, ale była zjawiskowa. Nie wiedział, co go w niej zachwyciło, ale nie mógł oderwać od niej wzroku, aż sam zawstydził się tego, że tak uporczywie jej się przygląda. Wyglądała inaczej niż wszyscy. Miała króciutko ostrzyżone czarne włosy, a na nich coś w rodzaju czapki założonej oczywiście bardziej dla ozdoby niż dla ochrony przed zimnem, bo zimno bynajmniej nie było. I to była jedyna jej ozdoba jeśli nie liczyć maleńkich drucianych okularów w stylu Johna Lennona. Wtedy nikt takich nie nosił. Modne były duże na pół twarzy, najczęściej szklane lub plastikowe, do których dziewczyny zazwyczaj przyklejały od środka czerwone serduszka. Była ubrana w czarny przylegający golf i dżinsy. Granatowe, nieco już wytarte. Obok sukienek, eleganckich bluzek i spódniczek jej koleżanek wyglądała tak, jakby nie spodziewała się tej imprezy. Jednak nie była zupełnie skrępowana. Siedziała przy stoliku i obserwowała, jak inni się bawią, wstając od czasu do czasu, aby zatańczyć z jednym czy drugim kolegą, ale była sama. Nie miała idealnej figury, trochę za chuda, z wystającymi ramionami, lekko przygarbiona, lecz ruszała się doskonale i naprawdę nie mógł oderwać od niej wzroku.
Było mu niezręcznie, ale gdy wracali do domu, musiał o nią zapytać. Na szczęście Hania była w dobrym nastroju i nie przejęła się tym wypytywaniem. Poza tym nigdy nie była zbyt zazdrosna.
– To Karina. Ma tak na imię, ale nikt jej tak nie nazywa. Wszyscy mówią do niej Karen – powiedziała –  Sam widziałeś z resztą, że to określenie bardziej do niej pasuje. Nie gra w przedstawieniach, ale należy do zespołu, układa scenografię, czasem szyje nam kostiumy. No i jest od nas starsza. Nie chodzi do naszej szkoły. W ogóle skończyła już szkołę. Chyba nie dostała sie na studia czy jakoś tak. Nie wiem dokładnie. Nawet fajna babka, ale niewiele o niej wiem, bo ona ogólnie mało rozmowna i raczej nie wylewna, więc nie tak łatwo utrzymywać z nią kontakt. Ale niedługo to właśnie ona urządza imprezę – urodziny czy imieniny – więc będzie okazja, żeby ją bliżej poznać…

wtorek, 20 marca 2012

kolejny wtorek - kolejny fragment :)

Tak trzeba – 20.03.2012

Kiedy skończyła spotkanie z klientem, była prawie dwudziesta. Dopiero gdy została sama przy stoliku, na którym stały dwie puste filiżanki, poczuła, jak bardzo jest zmęczona. Przeciągnęła się delikatnie – tak, aby nikt nie zwrócił na nią uwagi i wyjrzała przez okno. Ludzie jak na niemym filmie gnali gdzieś przed siebie w nadziei, że uda im się załatwić cały ogrom różnych spraw zrzuconych na nich przez nie wiadomo kogo. To pozwolenie sobie na chwilę refleksji było ogromnym błędem. Znów pojawił się ten nieznośny ucisk w żołądku i ogromny żal, z którym nie mogła sobie poradzić. Uregulowała więc rachunek i ruszyła do wyjścia najszybciej jak to było możliwe. Tylko poczucie odpowiedzialności i świadomość, że umówiła się z Jakubem na dostarczenie tych projektów, nie pozwoliły ruszyć jej po prostu gdzieś przed siebie.
Zadzwoniła więc do niego jeszcze w drodze do domu. Nie będzie musiała zbyt długo czekać i wcześniej załatwi z nim tę sprawę. Chciała być sama. Nie umiała poskładać myśli i nie mogła znaleźć sobie miejsca. Bardzo dbała o swój wizerunek i nie chciała, aby ktokolwiek widział ją w takim stanie. Może powinna przez jakiś czas popracować w domu? To nie było najlepsze rozwiązanie, bo zawsze, gdy zostawała zbyt długo w domu, traciła poczucie czasu, energię i wpadała w depresję. Tylko że w pracy też nie będzie czuła się dobrze. Tak naprawdę nie mogła tego znieść. Nie widziała go od tamtej rozmowy, od tego feralnego wyznania. Z jednej strony miała go po dziurki w nosie i była na niego wściekła, że wszystko popsuł, ale z drugiej czuła, że chciałaby coś zrobić. Nadzieja na to, że jeszcze nie wszystko stracone od czasu do czasu pukała do jakichś niewidzialnych drzwi w jej głowie. Ale coraz bardziej uświadamiała sobie, że nic z tego. Było minęło. Dlaczego on to zrobił? Było tak dobrze. Czy przyjaźń miedzy kobietą a mężczyzną naprawdę nie jest możliwa? Przecież to czasem dużo więcej, niż jakiś związek, który i tak później się rozpadnie. Więc o co chodzi?
Przy tym natłoku myśli nie zauważyła nawet, kiedy dotarła do domu. Włączyła ekspres i usiadła w salonie. Musi odpocząć, bo zwariuje. A może powinna rozejrzeć się za jakąś nową pracą? Ma już trochę doświadczenia, mogłaby spróbować. Przecież on kiedyś wróci. I jak miałaby wtedy funkcjonować? To, że nie pracowali razem, nie dawało gwarancji, że nie będą co chwila na siebie wpadać. A ona nie chce z nim rozmawiać, za dużo jej się przypomina. Chciała uciec od przeszłości. Po ostatnich, może nie za długich, ale wystarczająco bolesnych doświadczeniach postanowiła angażować się jedynie w pracę.
Gwałtowny dzwonek domofonu ponownie wyrwał ją z zamyślenia.
– Tak? – wymówiła drżącym głosem do słuchawki.
– Cześć, to ja. Które piętro?
– Czwarte, proszę – przeraził ją fakt, że przez chwilę myślała, że to on. Chyba naprawdę musi odebrać kilka dni zaległego urlopu.
– Wejdź – powiedziała, gdy Jakub stanął w drzwiach – Skończyłeś?
– Prawie – odparł jak zwykle pewny siebie, bez cienia poczucia winy.
– Mogłam się domyślić, że tak będzie. Dlaczego nie można nigdy liczyć na żadnego faceta. To straszne. Co wy byście bez nas zrobili? Chcesz kawy? Powiedziała to bez entuzjazmu, bo miała nadzieję, że na kawę jest już za późno i on zaraz się zmyje do tego swojego wspaniałego gniazdka.
– Zawsze – uśmiechnął się – przecież wiesz, że ja nigdy nie rezygnuję z kawy.
– Zapomniałam – mruknęła do siebie pod nosem i zupełnie już głośno i spokojnie dodała. – Zatem proszę, rozgość się. Zaraz przyniosę.
Poszła do kuchni nieco rozdrażniona, bo nie tak wyobrażała sobie ten wieczór. Miała pracować, potem paść i zasnąć. Ale może nie będzie tak źle. Może on chce po prostu się wygadać i zrobić to przed kimś, o kim myśli, że go zrozumie. Niech i tak będzie. Przecież teraz go nie wygna.

– Długo tu mieszkasz? – zapytał, gdy postawiła szklanki na krześle pełniącym tymczasowo funkcję kawowego stolika. – Ładnie to wszystko urządzasz. – kontynuował bez czekania na jej odpowiedź – Zawsze lubiłem minimalistyczne rozwiązania i wolne przestrzenie.
– Wprowadziłam się już jakieś pół roku temu, ale bardzo powoli się urządzam. Wiesz, chcę zrobić wszystko sama. Jeśli chcesz, możesz obejrzeć.
– Bardzo chętnie, ale może za chwilę. Wiesz, tak naprawdę to chciałbym z Tobą jeszcze raz porozmawiać.
Pięknie – pomyślała – to jednak szybko sobie nie pójdzie. Usiadła przy nim i wyglądała, jak gdyby zamieniła się w słuch i przez cały wieczór nie myślała o niczym innym, tylko o jego problemach z córką.
– Widzisz, przemyślałem to trochę i wydaje mi się, że możesz mieć rację z tym dziadkiem. Ja rzeczywiście nie chcę nim być. Nie miałem pierwszej młodości, bo miałem dzieci i mam nie mieć drugiej, bo zostanę dziadkiem? To mi się nie mieści w głowie. Przecież ja dopiero niedawno skończyłem czterdzieści lat. Moi koledzy dopiero teraz pozakładali rodziny, żyją intensywnie, mają co robić, a ja? Moja żona zachowuje się jak emerytka. Większość czasu spędza w domu, w ogródku, a ja już nie mogę, ja się duszę. Chcę żyć. Chcę żyć intensywnie, wyjeżdżać, zwiedzać, balować do rana, pojechać w góry. Robić zwariowane rzeczy, na które mam jeszcze siły, a na które nie mogłem sobie pozwolić w wieku 20 lat.
– I uważasz, że ślub twojej córki odbierze ci tę szansę? Przecież to jej życie, to ona założy rodzinę, nie ty.
– Wiem, ale zrozum. Nie po to się żeniłem z najwspanialszą kobietą na świecie, żeby teraz szaleć w samotności, a Karen zaraz zacznie żyć ich życiem, bo trzeba pomóc, bo młodzi, bo muszą się wyszaleć, a ja nie chcę. Chcę ją mieć wreszcie dla siebie. Jednak doskonale wiem, jak to będzie.
– Dlaczego zawsze wszystko widzisz w tak ciemnych barwach. Sam siebie pozbawiasz radości życia. Rozmawiałeś z Karen? Powiedziałeś jej o tym, czego pragniesz? Przecież ona zrozumie. Opowiadałeś trochę o niej i nie wydaje mi się, żeby była osobą, z którą nie da się dogadać.
– Da się, wiem, ale dopiero teraz ułożyłem to sobie w głowie, a wcześniej nie umiałem, nie chciałem jej zranić.
– No to chyba już wszystko jasne. Lżej ci?
Spojrzał na nią. Teraz uświadomił sobie, że od wejścia mówił tylko o sobie i nawet nie spytał o to, jak ona się czuje. Zrozumiał też, że najwyraźniej chciała, żeby on sobie wreszcie poszedł.

–To co? Mogę obejrzeć twoje mieszkanie? – Nie wie, dlaczego to zrobił. Może z przekory. – Obiecałaś.
– Tak, wiem. Obiecałam, więc się nie krępuj. Ale nie ma tu za dużo do zwiedzania. 
Chodził sobie jak gdyby nigdy nic po jej mieszkaniu, a ona zastanawiała się nad tym, co się właściwie dzieje. Co ja wyprawiam? Przecież on miał wyjść, a ja miałam się zabrać do pracy. Tymczasem wysłuchuję jego zwierzeń i pozwalam łazić po moim jedynym azylu. Chyba doszczętnie mi odbiło. Powlokła się za nim do sypialni.
– Tu jeszcze zupełnie nic nie jest zrobione. Dopiero upatrzyłam sobie łóżko. Materac póki co mi wystarcza.
– Mieszkasz sama? – nie mógł uwierzyć, że te słowa naprawdę padły z jego ust.
– Wyrosłam już z mieszkania z rodzicami. Nie wydaje ci się, że w pewnym wieku chce się opuścić rodzinne pielesze? No tak, zapomniałam. Ty byś trzymał swoje dzieci tak długo, jak się da.
– Przecież dobrze wiesz, że nie to miałem na myśli – brnął dalej i dalej siebie nie poznawał. Nigdy nie wtrącał się w nie swoje sprawy. Nawet nie zauważył, że już stali w salonie, a właściwie przy wyjściu, bo metraż tego mieszkania rzeczywiście do ogromnych nie należał. Spojrzał na beżowego kleksa na ścianie.
– A to? Jakaś artystyczna wizja?
– Nie, potłuczona filiżanka – dostrzegł w jej wzroku jakąś dziwną obojętność, jakby chciała odrzucić jakieś myśli.
– Rozumiem. To dlatego jesteś sama – tym razem z wrażenia ugryzł się w język. Nie poznawał samego siebie. Czy naprawdę tak bardzo chciał się czegoś o niej dowiedzieć, że tracił resztki taktu. Przepraszam, ja nie chciałem. Nie wiem dlaczego, ja z reguły tak nie postępuję.
– Nie ma sprawy, przywykłam. Chyba oboje już jesteśmy zmęczeni.
Znów zasugerowała mu, że powinien już pójść, ale zdała sobie sprawę z tego, że teraz chyba już nie chce zostawać sama, że wolałaby, żeby został i jej wysłuchał. Może pomógłby jej w tej dziwacznej sytuacji. Przecież trochę przeżył.
– Pójdę już. Dzięki.
Otrząsnęła się z chwili słabości. – Tak. To ja dziękuje. To był miły wieczór. Do jutra.

wtorek, 13 marca 2012

Dziś później, ale jeszcze wtorek :)

Była dla niego wszystkim. Kiedy ją poznał, poczuł, że wszelkie związki, w jakie kiedykolwiek się zaangażował, były jedynie namiastkami prawdziwych uczuć. Zawsze zakochiwał się bez pamięci i zawsze bez wzajemności. Niestety i tym razem miało być podobnie. Ona nie wydawała się być nim zainteresowana. Była miła, czasem można było z nią pogadać, ale nic więcej. Traktowała go jak normalnego znajomego z pracy, tylko że on chciał czegoś więcej. Jednak nie podejmował żadnych kroków, gdyż bał się utracić to, co już miał. Postanowił więc czekać. Chciał zrobić wszystko, aby zbliżyć się do niej, aby ją jak najlepiej poznać. Był wytrwały. Wiedział, że potrafi wiele poświęcić. Już nie raz był w takiej sytuacji, a teraz przecież zależało mu jeszcze bardziej.
Pamiętał ich pierwsze spotkanie. Przyszedł właśnie na rozmowę w sprawie pracy. Rozmawiał ze swoim przyszłym przełożonym, gdy niespodziewanie zjawiła się ona. Była uosobieniem kobiecości: piękna, zadbana, elegancka, ale nie sztywna, niezwykle delikatna, a wokół niej roztaczała się jakaś niezwykła aura, taki niesamowity zapach. Poczuł ściśnięcie w żołądku i tak już tego dnia nadwerężonym, ale ona tylko przeprosiła na chwilkę i poprosiła szefa o krótką rozmowę.
To było porażające wrażenie. Zakochiwał się często, to fakt, ale nigdy tak, nigdy w kimś, kogo zupełnie nie znał, o kim nic nie wiedział. A jednak w tamtej chwili uwierzył, że miłość od pierwszego wejrzenia jest możliwa.
Gdy wracał do domu, zastanawiał się tylko nad tym, czy następnego dnia ją tam spotka. Nie myślał o swoich nowych obowiązkach, ale o tym, czy będą pracować razem. Był tak podekscytowany, że nie zmrużył oka.
Wbrew wszelkim nadziejom okazało się, że nie pracują w jednym dziale, więc nie nadarzało  się zbyt wiele okazji do spotkań. Przypatrywał się jej tylko czasem i rozmyślał o tym, co by było gdyby.
Okazja pojawiła się wcześniej niż mógł tego oczekiwać. Firmowa impreza integracyjna. Nie lubił ich, ale ta miała być jego pierwszą w nowej pracy i nie wypadało nie przyjść. Choć z racji tego, że był nowy, miał tamtego wieczoru taryfę ulgową, jeśli chodziło o nawiązywanie nowych  znajomości, bardzo wiele go kosztowało, aby podejść i rozpocząć rozmowę. Czuł też, że wtedy nie wypadł najlepiej. To nie był wymarzony wstęp, ale przecież mimo wszystko tamtego wieczoru jakoś zbliżyli się do siebie.
Postanowił, że owszem nie będzie wracał do tematu odwożenia do domu, ale tego dnia chciał jakoś wykorzystać nadarzającą się sposobność. W przerwie na obiad podszedł do jej biurka.
 – Napijesz się ze mną kawy? – domyślał się, że proponowanie jej obiadu mogłoby się źle skończyć, nie chciał też w niczym sugerować jej, że oczekuje czegoś w zamian za okazaną pomoc.
– Bardzo dziękuję, ale nie mogę. Jestem bardzo zajęta.
– No trudno, pójdę sam – odwrócił się i odszedł zły na siebie o to, że w ogóle coś zaczynał.
– Poczekaj! – usłyszał – Nie gniewaj się. Ja naprawdę teraz nie mogę, ale jeśli propozycja będzie jeszcze aktualna, chętnie skorzystam z niej po pracy.

Przypomniał sobie, jak weszli do malej, niezwykle przytulnej i ukrytej przed światem kafejki. Przychodzili tam nieliczni, bo raczej trudno było znaleźć to miejsce. Dzięki temu było wymarzone na takie spotkanie. Nie mógł uwierzyć, że siedzi z nią przy jednym stoliku. Wciąż zastanawiał się, jaka ona jest. Może się rozczaruje, może się odkocha, ale nic takiego się nie stało. Była idealna. Poukładana, piękna, interesująca, nigdy wcześniej nie spotkał kogoś takiego.
– Zaczęłam tu pracować zaraz po maturze – odpowiadała na jego trochę bez sensu zadane pytanie. Czy nie jest bowiem nietaktem zagajać rozmowę o pracy, kiedy zaprasza się kogoś na kawę, aby właśnie po tej pracy się zrelaksować. – No wiesz, takie trochę przynieś, wynieś pozamiataj. Nie przeszkadzało mi to, ponieważ lubię trudną i często mało atrakcyjną pracę. Zawsze byłam zdania, że właśnie to kształtuje charakter. Dopiero niedawno awansowałam i zaproponowano mi jakieś sensowne warunki. Postanowiłam więc zostać na trochę dłużej. Wtedy też uznałam, że pora na jakieś konkretne zmiany w moim życiu i wyprowadziłam się od rodziców.
– Rozumiem. Ja też w pewnym momencie poczułem, że muszę przed nimi uciec. Zacząłem się czuć jak bohater psychologicznego poradnika o toksycznych uczuciach. Kocham swobodę i kawę, nie lubię kompromisów i często mam problemy z dostosowaniem się...

Zdecydowanie wygadywał wtedy jakieś kompletne brednie i musiał jej się wydać kompletnym idiotą. Pocieszał się tylko faktem, że czasem śmiała się z tego, co mówił i nie był to złośliwy śmiech.
Gdy się uśmiechała, wokół jej oczu pojawiały się drobniutkie zmarszczki, które dodawały jej uroku. Dokładnie takie jak na reklamach kremów przeciwzmarszczkowych. Uśmiechała się, lecz w jej wzorku można było dostrzec coś dziwnego. Jakiś trudny do opisania błysk wywołujący niepokój, jak gdyby odbicie długo skrywanego cierpienia. Tak to przynajmniej dla samego siebie określił i zapragnął być może kiedyś sprawić, że ona o tym cierpieniu zapomni.

poniedziałek, 5 marca 2012

I dotarliśmy do czwartego wtorku :)


W biurze panował zwyczajny o tej porze gwar. Na przemian starał się zebrać myśli i zatopić się w pracy, aby nie myśleć. Na zewnątrz wyglądał zupełnie normalnie. Nie zdradzał żadnych oznak zdenerwowania. Wyglądał tak jak zawsze. Spokojnie i opanowanie, ale jego wnętrze aż kipiało. Starał się pracować, chociaż roztrząsał to, co wydarzyło się w czasie wczorajszej kolacji. Tak będzie lepiej, przecież nie zmieni rzeczywistości, nie cofnie czasu. To, co ma się stać, jest naturalne, nieuniknione, więc lepiej wcześniej się z tym pogodzić, niż walczyć z tym, z czym na pewno się przegra. Grunt to spokój.
– Masz dla mnie to, o co prosiłam – jej dźwięczny głos wyrwał go z rozmyślań. Otrząsnął się.
– Cześć! Też się cieszę, że cię widzę. Muszę chyba z kimś pogadać. Masz ochotę na kawę?
– No jasne, nie masz. Mogłam się domyślić. A do tego chcesz, żebym przy takim zawaleniu robotą marnowała czas na jakieś tam gadki-szmatki.
Przy niej zawsze czuł się jak chłopiec. To jej spojrzenie… Nieważne, że gdyby się uprzeć mógłby być jej ojcem. Miała w sobie taką siłę, że zapominał o wieku. Ale lubił ją, przebywanie w jej towarzystwie sprawiało mu przyjemność i czuł, że jeśli opowie jej o tym, co się stało, będzie mu lżej.
– No nie oburzaj się tak. Jeśli pozwolisz, wszystko ci wyjaśnię. Jest jeszcze dosyć wcześnie i wiem doskonale, że zwykle o tej porze robisz sobie przerwę. Też byłem tu skoro świt, a jednak wydaje się, że długo po Tobie.
– Czasem mam wrażenie, że w tej firmie pracuje tylko jedna osoba i to nie ty nią jesteś.
– No dobrze, już dobrze pani doskonała. To da się pani wyciągnąć na tę kawę, jeśli obiecam, że potem będę pracować jak mróweczka?
– Wyciągnąć się nie dam, ale rzeczywiście, za chwilę na nią wychodzę, więc może się pan przyłączyć.
W windzie miał okazję przypatrzeć się jej uważniej niż zwykle. Była całkiem ładna. Nawet wtedy, gdy udawała, że się gniewa. Nie miała jeszcze zmarszczek, ale kiedy marszczyła czoło, pojawiało się kilka pojedynczych delikatnych linii. Wiedział, że ona nie umie się na niego gniewać. Nie znał dokładnie jej stosunku do siebie, ale traktował ich relację swobodnie – to po prostu znajoma z pracy. No, może taka, którą lubi troszkę bardziej niż inne.
 – Moja córka chce wyjść za mąż – wypalił jeszcze zanim zdążyli zająć miejsca przy stoliku.
– I to twoim zdaniem jest powód, aby zawalać robotę. Myślisz, że to cię usprawiedliwi? – odparła w taki sposób, jak gdyby od dawna już miała przygotowaną odpowiedź i doskonale znała jego problem. Dostrzegł już, że jej złośliwość jest tylko formalna i odetchnął z ulgą, widząc, że nie będzie się długo gniewać.
– Myślałem, że mnie zrozumiesz…
– Tak? Ciekawe, dlaczego. – kiedy rozłożył nieporadnie ręce dodała – Rozumiem, rozumiem. To duże przeżycie, ale tak naprawę, w czym problem? Z tego co wiem, twoja córka jest dorosła, usamodzielniła się, wyprowadziła z domu…
– Ale ona ma dopiero 20 lat!!!
– No i co  z tego? A ty ile miałeś, jak się żeniłeś? Jaki ojciec taka córka, jeśli dobrze pamiętam.
– To były inne czasy. Poza tym wiem, że było ciężko. Po latach widzę, że nie byłem na to gotowy. Ale cóż, wtedy zdecydowałem inaczej. Dla moich dzieci chciałbym czegoś lepszego. Poza tym ja jednak byłem nieco starszy.
–  Nie zapominaj, że jesteś facetem.
– Tłumaczę jej, że ma jeszcze czas, że dopiero dostała się na studia, a ona nic. Upiera się przy swoim i tyle. Tylko ślub jej w głowie, bo przecież to nie koniec świata. Nawet na Karen nie mogę liczyć, bo ona chce się cieszyć ich szczęściem.
– A kandydat do jej ręki? Pewnie też ci nie odpowiada.
– Skąd wiesz? Wszyscy są nim zachwyceni, ale ja zawsze podchodziłem ostrożnie do chodzących ideałów. Wolę ludzi z krwi i kości.
Roześmiała się.
– A może ty po prostu się z nim porównujesz?
– No coś ty – udał, że jest obrażony – Pomyliłem się. Ty jednak nic nie rozumiesz. Wracajmy do pracy.
Podniosła się od stolika i ruszyła za nim. Po drodze coś przyszło jej do głowy, więc gdy dotarli  do biura rzekła jeszcze półgłosem – A może ty boisz się zostać dziadkiem? Może dlatego tak opornie podchodzisz do tego małżeństwa.
– Długo nad tym myślałaś?
– Nie. Tylko po drodze – uśmiechnęła się – Wyluzuj. Jesteś jeszcze całkiem fajny facet i nawet jako dziadek możesz być fajny. Zobaczysz, wszystko sie jakoś ułoży, a teraz przestań się mazać i zabieraj się do tego projektu, bo potrzebuję go na jutro.
– I po co ja ci cokolwiek mówiłem?
– Do pracy – zaszczebiotała i odeszła do swoich zajęć.
Trochę żałował, że tak od razu o wszystkim jej powiedział. Po co się spoufalać? Z drugiej strony ona i tak już o nim sporo wie, bo przecież o czymś trzeba rozmawiać. Tylko że myślał, że ona go zrozumie, a tu takie zdziwienie. Ona, choć nie ma chyba nikogo, nie widzi nic dziwnego w tym, że jego córka już teraz chce założyć rodzinę.
A może miała rację z tym dziadkiem? Oczywiście, że nie chciał jeszcze być dziadkiem. Jak oni wszyscy to sobie wyobrażają? Pieją z zachwytu, a on jak zwykle ze wszystkim sam.
Karen uważa, że młodzi mają prawo do szczęścia i jeśli czują się gotowi, to trzeba ich wspierać. Ale co tu wspierać? Przecież gołym okiem widać, że to błąd. A jeśli spotkają kogoś innego, a jeśli się rozmyślą. My to zupełnie co innego. Taka miłość się tak często nie trafia.
Nie, trzeba jeszcze raz porozmawiać z Karen i ostudzić nieco jej entuzjazm.
Projekt powstawał pod jego rękami sam, a on nie był do końca pewien, w którym  wymiarze się znajduje. Był dobrym architektem, spod jego ołówka wyszło już tyle projektów, że mógł je rysować z zamkniętymi oczami, a nie tylko z zajętym umysłem, ale nagle zaczął się zastanawiać, dla kogo ma być to mieszkanie. Miał tylko kilka głównych wytycznych wstępny projekt, nie wiedział nic o jego przyszłych lokatorach, a przecież trzeba to wiedzieć, żeby zaplanować mieszkanie tak, aby pasowało do właściciela. No tak, ale nie robił tego dla siebie, nie on będzie się tym dalej zajmował.
Swoją drogą to z tej Klary nieco dziwna dziewczyna. Tak poukładana, ogólnie nawet rozgarnięta i do tego całkiem ładna. Ale bardzo skryta. On tu przy niej zachowuje się jak baba, jakaś ostatnia papla, zwierza się w przerwie na kawę ze swych bolączek, a o niej nic nie wie. Znają się już kilka lat, a on nawet nie wie, gdzie ona mieszka, czy ma kogoś, jakie jest jej zwykłe życie. A jednak ją lubi, bo chociaż niewiele o niej wie, jest mu po prostu przyjemnie w jej towarzystwie. Właściwie to ile ona ma lat? Jest chyba niewiele starsza od jego dzieci, a może tylko tak dobrze się trzyma?
Poczuł jej zapach. Stanęła nad nim. Może nawet zbyt blisko, a może tylko mu się zdawało.
 – Gotowy? Bo ja muszę już iść. Chyba, że skończę to sama.
 – Jeszcze nie skończyłem, ale mogę ci to podrzucić po pracy w dowolne miejsce.
 – Dzięki, ale nie wiem, o której będę w domu. Może wezmę to tak jak jest i spróbuję coś z tym zrobić.
–  Nie, nie, to mój projekt. Może tylko ogólny, ale mój i nie umawialiśmy się na współpracę. Po prostu zadzwoń, jak dotrzesz już do siebie, a ja ci przywiozę. Ale potrzebuję na to jeszcze co najmniej dwóch godzin.
–  Niech ci będzie. Z tymi ludźmi spotykam się jutro, ale rano przed pracą i nie chciałabym już tutaj przyjeżdżać – sięgnęła po ołówek i napisała coś na brzegu wolnego arkusza. – To mój adres. Nie wiem, czy będzie ci po drodze.