czwartek, 21 czerwca 2012

Dla tych, którzy jeszcze nie stracili cierpliwości

– On naprawdę nie był moim wykładowcą – powiedziała, zawijając się w miękki koc, który przyniósł specjalnie dla niej
– Wypij to. Pani zapewniała, że najlepszy. Domyślam się, że jesteś potwornie głodna, a w tej sytuacji raczej nie przełknęłabyś niczego normalnego – Kuba doskonale wcielał się w rolę opiekuna i z całych sił starał się nie pokazywać, jak bardzo ciekawi go ta historia.
– Dzięki. Obawiam się, że tego też nie przełknę – objęła starannie kubek dłońmi – przynajmniej trochę się ugrzeję. Czy tobie też jest tak zimno?
– Nie. Nie jest mi zimno. Jestem tylko zmęczony, ale nie martw się. Chętnie cię wysłucham.
– Nie chcę się zwierzać i nie potrzebuję tego protekcjonalnego tonu. Dzięki za troskę. Ostatecznie sam jesteś sobie winien. W końcu to był twój pomysł, żebym tu przyjeżdżała. Pewnie w normalnych okolicznościach spłynęłoby to po mnie jak po kaczce, ale jestem w kiepskiej kondycji i nie radzę sobie ze wszystkim.
– Dlatego uważam, że powinnaś się wygadać
– Śpij już. Masz jutro dużo roboty. Nie wiem, czy będę się nadawała na twoje wsparcie.
– Nie przesadzaj. Z resztą, jak chcesz. Dobranoc
Jakub niezbyt chętnie ułożył się na swoim łóżku, jednak po chwili słychać już było tylko jego rytmiczny oddech. Klara rozmyślała nad tym, w jak idiotycznej sytuacji się znalazła. Dopiero co była w miarę dobrze zorganizowaną kobietą sukcesu, stabilną emocjonalnie i dla wielu dziewczyn uchodzącą za ideał. I nagle „trach!”. Wszystko znów rozsypane w drobny mak. Sięgnęła ustami do kubka i poczuła, że nawet to jest przeciwko niej. Od dziecka nie cierpiała barszczu. Jednak nie odstawiła go, tylko piła drobnymi łyczkami. Byłby naprawdę smaczny, gdyby nie to, że nie cierpi buraków. Ale pomyślała sobie, że kolejny raz zastosuje znaną sztuczkę. Zada sobie jakieś cierpienie fizyczne, żeby odwrócić uwagę od tego duchowego. Po godzinie drętwego siedzenia zrzuciła koc i podeszła do okna. Niewiele było widać, ale świadomość, że za tą szybą jest ogromna woda pozwalała jej poczuć się małą i nieważną. Z takimi samymi problemami. Chciało jej się płakać, ale patrzyła tylko suchym wzrokiem w czarną przestrzeń przed sobą.
– Nie śpisz jeszcze? – Głos Kuby wyrwał ją z rozmyślań – Połóż się. Czasem dobrze przespać problemy. Przecież nie możesz tam stać przez całą noc.
– Myślałam, że zostanę jego żoną – Może trochę wbrew sobie i swoim zasadom Klara stwierdziła, że jednak musi zrzucić z siebie chociaż część tej historii.
– Kogo? Nadolskiego? – Dopiero po chwili zrozumiał, o co jej chodzi.
– Nie. Świętego Mikołaja! Pierwszy raz się uśmiechnęła i dalej historia opowiadała się właściwie sama:

Faktycznie poznałam go na uczelni. Na tych jedynych zajęciach, które przeprowadził z naszą grupą. Był świeżo po studiach. Pisał doktorat u naszego profesora, który musiał wyjechać i polecił mu przeprowadzenie tych zajęć. Nie mogę powiedzieć, że to była miłość od pierwszego wejrzenia, ale było w nim coś przyciągającego uwagę. Tego dnia wpadaliśmy na siebie jeszcze kilka razy, choć nigdy wcześniej nie mieliśmy okazji się spotkać. Gdy wracałam do domu, strasznie się rozpadało, a ja oczywiście nie miałam parasola.
 – Odprowadzę panią do przystanku – usłyszałam jego głos – Nie mogę przecież pozwolić, żeby pani zmokła.
 – Dziękuję. Proszę się o mnie nie martwić. Przecież nie jestem z cukru – odrzekłam trochę głupawo, ale zrobiło mi się nieswojo, bo nie byłam w tym miejscu jedyną dziewczyną bez parasola. Odprowadził mnie na ten przystanek i okazało się, że jedziemy w tym samym kierunku. Rozmawialiśmy i rozmawialiśmy, i robiło się bardzo miło. Wysiadł razem ze mną i odprowadził pod sam blok, bo ulewa była okropna. Umówiliśmy się też na herbatę następnego dnia, bo podobno istnieje zwyczaj, że jeśli spotka się kogoś co najmniej trzykrotnie tego samego dnia, należy się z nim umówić na herbatę.
Domyślasz się, że byłam nieźle podekscytowana, a nie miałam za bardzo nikogo, komu mogłabym się zwierzyć. Następnego dnia dużo staranniej przygotowałam sobie strój i zrobiłam dyskretny, ale perfekcyjny makijaż. Chciałam po prostu wyglądać ładnie. Nie mogłam się doczekać końca zajęć, choć z całych sił tłumaczyłam sobie, że to nic takiego. I tak się zaczęło.
Od spotkania do spotkania, było coraz milej i milej aż można było uznać, że zostaliśmy parą. Tylko nie obnosiliśmy się z tym. Zwłaszcza na uczelni. Nie do końca rozumiałam dlaczego, bo byłam szczęśliwa i chciałam się tym pochwalić całemu światu, ale on nalegał, żeby to utrzymać przez jakiś czas w tajemnicy. Nie chciał, żeby ktoś mu zarzucił, że zadaje się ze studentką. Nie rozumiałam tego, ale zakochana kobieta na wiele się zgadza. Zwłaszcza, że spotkania w kawiarniach, teatrach i kinach, a później w jego mieszkaniu zupełnie mi odpowiadały. W moim dotychczas nudnym życiu wreszcie zaczęło dziać się coś naprawdę interesującego. Wiktor okazał się fantastycznym, interesującym facetem z wieloma pasjami, którymi potrafił mnie zarazić. Byłam naprawdę szczęśliwa. Coraz rzadziej bywałam w domu i oraz trudniej było mi skupić się na nauce, ale robiłam, co mogłam, bo nie chciałam dawać rodzicom powodu do krytyki.
Po kilku miesiącach takiego spotykania się Wiktor zaproponował, żebym się do niego wprowadziła. Przecież i tak większość czasu spędzałam u niego. Spakowałam więc walizki i wyprowadziłam się z domu. Oczywiście nie obyło się bez awantury. Rodzice podsumowali mnie jednoznacznie, ale ja nie byłam im dłużna i stwierdziłam, że są ostatnimi osobami, które miałyby prawo mnie umoralniać. Przeniosłam się w trybie ekspresowym. Nie powiem, byłam trochę zawiedziona taką propozycją, bo jednak moje podejście do relacji damsko-męskich jest, a przynajmniej wtedy było, raczej tradycyjne. Liczyłam na coś więcej. Romantyczną kolację i pierścionek. Bo ja już byłam pewna, że to właśnie ten. I pewnie dlatego postanowiłam dać mu jeszcze odrobinę czasu.
Wspólne mieszkanie było dla mnie jak bajka. Choć nie wychodziliśmy już tak często, realizowałam się na miejscu. Powoli oswajałam wszystkie pomieszczenia i uczyłam się, że teraz to także moja przestrzeń. Zawładnęłam szczególnie kuchnią. Urządziłam tam moje prawdziwe królestwo. Znosiłam doniczki z ziołami i te warkocze czosnku. W domu nigdy by mi na to nie pozwolono. Bo „po co?” Dla Wiktora stałam się prawdziwą gospodynią. Ale, oczywiście, nie tylko w garach tkwiłam. Lubiłam spędzać z nim leniwe popołudnia i ogólnie było super, ale coś się zaczęło psuć.
Mieszkaliśmy razem już od dwóch lat. Ja zbliżałam się do końca studiów i coraz śmielej planowałam nasze wspólne życie. Chciałam w końcu tego pierścionka, sukni i wesela. Nadawałam imiona naszym dzieciom i delikatnie, ale jednak trochę, zaczęłam naciskać. Pomyślałam, że bez wyraźnych sygnałów Wiktor nigdy się nie domyśli, że taki układ mi nie do końca wystarcza i w życiu nie poprosi mnie o rękę.
Tamtego wieczoru przygotowałam pyszną kolację, świece, nastrojową muzykę. Założyłam nową sukienkę i kupione na specjalne okazje kolczyki. Czekałam na niego odrobinę niespokojnie i zastanawiałam się, jak to rozegrać. Czułam, że dłużej nie wytrzymam. Jednak bałam się naruszyć tę dość przyjemną stabilizację.
Kiedy pochwalił już moje popisy kulinarne, zaczął opowiadać, jakie to miał szczęście, że wtedy padał deszcz i odprowadził mnie do domu.
– Wyglądasz oszałamiająco – powiedział, przytulając się do mojego policzka – Tak pięknie, że aż miałbym ochotę poprosić cię o rękę.
Moje emocje sięgnęły zenitu. Serce biło mi jak oszalałe i czekałam na ten jeden moment. Kiedy jednak wciąż milczał, spytałam – To czemu tego nie zrobisz?
– Jak to, czemu? – roześmiał się – Przecież nie mogę się z tobą ożenić. Ja już mam żonę.
W tym momencie czarno mi się zrobiło przed oczami i myślałam, że zemdleję, ale złość pomieszana z żalem i rozczarowaniem zdecydowanie podniosła mi poziom adrenaliny.
– Jak to, masz żonę?!!!
 – No, normalnie. Nie mów mi teraz, że nie wiedziałaś. Przecież wszyscy wiedzą.
– Słucham? Wszyscy wiedzą? A czy ja jestem wszyscy? Nigdy nawet przez chwilę nie zająknąłeś się o jakiejś żonie. Myślę, że zwróciłabym na to uwagę!!!
Trzasnęłam drzwiami od sypialni i zaczęłam się pakować. Nie interesowało mnie, że jest środek nocy i ze skulonym ogonem będę musiała wrócić do rodziców, z którymi nie rozmawiałam od tych dwóch lat. Nie mogłam spędzić z nim ani jednej chwili więcej. Próbował mnie powstrzymać, coś tłumaczyć, ale nie wierzyłam mu. Czułam się taką totalną kretynką.
Wróciłam do domu. Rodzice oczywiście bardzo się ucieszyli. Nawet nie za często powtarzali „a nie mówiliśmy” i jakoś mimo wszystko pomogli mi się pozbierać. Postanowiłam, że zerwę z nim wszelkie kontakty. Nie wiedziałam, co można by jeszcze tłumaczyć. Oszukał mnie, zwodził i tyle. Ale kochałam go, więc w głębi serca miałam nadzieję, że może jednak coś się wyjaśni. Że będzie o mnie walczył. Może rozwiedzie się z tą żoną. Wierz mi, dałabym mu szansę. Naprawdę mi na nim zależało.
Spotkałam go mniej więcej po roku, kiedy byłam tuż przed końcem studiów i składałam pracę magisterską w moim dziekanacie.
– Klara! Zaczekaj – nic się nie zmienił i myślałam przez chwilę, że zaraz po prostu wrócimy do domu – Napijesz się ze mną herbaty?
I tak oto przy herbacie się zaczęła i przy herbacie skończyła nasza intensywna, ale jednak krótka znajomość. Może trzeba było od razu unikać zadawania się z mężczyzną, który nie pija kawy.

– No, ale co było dalej? – Jakub nie chciał pozwolić na zakończenie opowieści w takim momencie.
– Nic nie było. Dowiedziałam się, że spotkał się z żoną, żeby omówić sprawy rozwodowe, bo naprawdę chciał się ze mną ożenić, ale jakoś tak wyszło, że do siebie wrócili, miało im się urodzić dziecko i ogólnie był bardzo szczęśliwy, za co chciał mi podziękować. Gdyby nie ja i tamta kolacja trwałby pewnie w takim zawieszeniu i nigdy do niej nie wrócił.
Jakub pożałował trochę, że zadał to pytanie, bo atmosfera w pokoju znów zaczęła gęstnieć. Nie wiedział za bardzo jak rozładować sytuację. W końcu nie co dzień stawał się powiernikiem młodszej koleżanki.
– Nic to – Klara zdecydowanie oderwała się od wspomnień – Może dobrze się stało. Musiałam się pozbierać. Skończyłam studia, znalazłam pracę i zaczęłam zajmować się kupnem mieszkania. I jakoś się udało. Tak przynajmniej myślałam. Do dziś.
– Daj spokój. Przecież jedno spotkanie o niczym nie świadczy. To chyba normalne, że nie mogłaś spokojnie przejść do porządku dziennego nad tym, że tak głupio się zachował. Każdy by się wkurzył.
– Ale ja się nie wkurzyłam. Nie byłam zła o to, że zachowywał się jak ostatni prostak. Przeraziło mnie to, że on przedstawiał mi swoją żonę, a ja pragnęłam tylko tego, żeby zaprosił mnie do hotelowego pokoju. I wierz mi, gdyby to zaproponował, poszłabym z nim bez najmniejszych oporów.

wtorek, 29 maja 2012

Dramatyczna walka z czasem. Proszę o wybaczenie

Siedziała w hotelowym barze nad szklanką z wodą miętowo-imbirową i czekała na Jakuba. Pierwsze spotkanie można było uznać za udane, a do otwarcia całej imprezy zostało jeszcze trochę czasu. Kuba poszedł więc załatwiać kwestię jedynie swojego zameldowania w hotelu, ponieważ oświadczyła mu, że ona nie ma zamiaru wyprowadzać się z pensjonatu. W końcu przed wyjazdem obiecywał, że tutaj będzie mogła sobie wypocząć.
Doceniała teraz swoją uniwersalną sukienkę z malowanego ręcznie jedwabiu. Był to zbytek, na który pozwoliła sobie kiedyś w czasie wyjazdu do Paryża. Zainwestowane wtedy w ten sposób pieniądze zwróciły się jej już wielokrotnie. Prosty krój i materiał typu „zimą grzeje, chłodzi latem” sprawiały, że sukienka doskonale sprawdzała się w rozmaitych sytuacjach. Do tego była niezwykle kobieca i Klara niemalże czuła, jak wzmacnia jej poczucie własnej wartości.
 – Wygląda na to, że uda ci się mnie pozbyć z twojego nowego gniazdka – Jakub wręcz wyrósł spod baru – ale dopiero od jutra – dodał, gdy już zobaczył malujące się na jej twarzy uczucie ulgi.
– Jak to od jutra? – zaprotestowała
– Dziś nie ma wolnych pokoi. Słyszałaś przecież.
– To niech cię przenocują w schowku na miotły. Z resztą dzisiejszy bankiet nie skończy się o północy. Jakoś dotrwasz do rana.
– Oszalałaś? Mam przed sobą zbyt ciężki dzień, by pozwolić sobie na balowanie przez całą noc. Przecież nic ci nie zrobię. Z resztą nie mówmy już o tym. Za stary jestem na jakieś głupoty. Jutro przeniosę się tutaj i po sprawie. Poza tym to ja jestem żonaty i mógłbym mieć jakieś obawy, a nie ty.
– Nie skomentuję tej uwagi. Obawiam się, że ktoś kto wygłasza takie teksty, nie byłby w stanie zrozumieć tego, co mam do powiedzenia. A teraz już chodźmy. Lepiej znaleźć tę salę konferencyjną i zająć jakieś strategiczne miejsca.
Organizacja całej imprezy nieco Klarę rozczarowała. Spodziewała się czegoś na kształt przyjęć znanych z telewizji lub chociaż wydarzeń, z których relacje można było oglądać na łamach luksusowych miesięczników. Tymczasem nudziła się śmiertelnie. Nie do końca rozumiała, o czym mówią prelegenci, a już na pewno zupełnie nie rozumiała, po co oni cokolwiek mówią. Miała nadzieję, że obiecany pokonferencyjny bankiet diametralnie zmieni tę sytuację. Do tego była potwornie głodna i obawiała się, że za chwilę spod jej pięknej sukienki zaczną dochodzić niekoniecznie dobrze się kojarzące dźwięki.
Niestety, to coś co szumnie było nazywane bankietem również ją rozczarowało, bo nie pasowało do tej nazwy ani trochę. W tak zwanej sali bankietowej, w której znaleźli się po tym, jak przebrzmiały ostatnie brawa dla nie wiadomo kogo za nie wiadomo co, snuli się jacyś smętni ludzie pomiędzy nakrytymi stolikami, które jednak wyglądały tak, jak gdyby dopiero ktoś miał coś na nich postawić. Pożegnała więc nadzieję na opanowanie coraz bardziej dotkliwego głodu. Nie było jednak obawy, że ktokolwiek mógłby usłyszeć jej burczenie w brzuchu. Szum rozmów i śmiechy tych dziwnych osób zagłuszały wszystko. A już zdecydowanie nie dawały szans puszczonej w tle muzyce, która miała chyba naśladować jakąś bossa novę. Szybko więc zamarzył jej się powrót do pensjonatu i zamówienie jakiejś pysznej domowej kolacji. Coś jej mówiło, że w tamtym miejscu nie może być mowy o niesmacznym czy snobistycznym jedzeniu.
– Czy mogłabym już się stąd ulotnić? – zapytała Jakuba, który właśnie postanawiał nawiązać znajomość z piękną, długonogą, choć już niemłodą blondynką.
– Już? Też jestem zmęczony, ale chciałbym zapaść w pamięć chociaż kilku osobom – Kuba wyraźnie był zdegustowany – Może zjedz coś. Ja tymczasem przedstawię się tej pani. Potem chciałbym cię wykorzystać. Widzisz tego gościa w stalowym garniturze? – wykonał niedbały gest ręką, aby nie pokazywać palcem – to podobno facet, który mógłby nam ułatwić kilka spraw. Mam przykazane skakać nad nim jak nad jajkiem.
Pomału zaczęło do niej docierać, jakie zadanie wymyślił dla niej jej przełożony. A może Kuba? Rozzłoszczona tym faktem odwróciła się na pięcie w stronę miniaturowego stolika i zaczęła udawać, że zachwyca się tym czymś, co smakowało jak właściwie nie wiadomo co. Gdy nieco udało jej się ochłonąć, Jakub wręczył jej kieliszek czerwonego wina.
 – Wiesz, że nie mogę pić.
– A kto mówi o piciu? Pomyślałem, że z tym kieliszkiem będzie ci bardziej do twarzy – uśmiechnął się szelmowsko – no chodź już. Czemu odnoszę wrażenie, że przez cały czas muszę cię do czegoś nakłaniać? Chyba nie zdawałem sobie sprawy z tego, jaka jesteś uparta.
Gdy podeszli do wspomnianego mężczyzny w idealnie skrojonym stalowym garniturze, Klara upiła nieco więcej z kieliszka i równie mocno wpiła się w ramię Kuby. Oczywiście nie zauważył on, że zachwiała się i niewiele dzieliło ją od spektakularnego upadku.
 – Dobry wieczór. Nazywam się Jakub Reinstein i reprezentuję…
– Klara!!? – ich rozmówca okazał się zdecydowanie wyższy i zdecydowanie zaskoczony – Co tutaj robisz?
– Stoję – odpowiedziała, myśląc jednocześnie „przynajmniej próbuję”.
– Nie wiedziałem, że się znacie, tzn. nie wiedziałem, że pan zna Klarę.
– Tak. Byliśmy…
– Byłam studentką pana Nadolskiego. Jeśli można tak powiedzieć. Tylko nie rozpoznałam pana od razu – uśmiechnęła się szeroko i niewinnie – Jaki ten świat jest jednak mały.
– Wie pani. Dla ludzi z branży taka impreza jest jak najbardziej naturalnym miejscem spotkań. Zdziwiłbym się, gdybym nie spotkał nikogo z moich studentów.
W tym czasie podeszła do nich niewysoka brunetka w eleganckiej sukni.
– Kochanie, pozwól – to moja była studentka, pani Klara… przepraszam, nie pamiętam nazwiska
– Nie szkodzi, ja również przepraszam, ale obawiam się, że muszę wyjść – to mówiąc Klara wykonała obrót i upuściła kieliszek, lądując u stóp Kuby, który sam nie wiedząc jak, błyskawicznie wyniósł ją na zewnątrz.
-----------------------------------------------------------------------
Kasia kręciła się niespokojnie po biurze i od czasu do czasu wynajdowała sobie pretekst, aby przemaszerować przed jego nosem. Zastanawiało go czasem, dlaczego niektóre kobiety zachowują się w ten sposób. Bardziej jednak chciał wiedzieć, co takiego zrobił, że Klara tak na niego naskoczyła. Spróbował nawet do niej zadzwonić (wbrew wcześniejszym postanowieniom), ale nie odbierała jego telefonu.
– Wychodzisz dziś normalnie, czy znów będziesz siedział do późna? – nie mógł uwierzyć, że naprawdę zadała w końcu to pytanie.
– Chyba wyjdę normalnie. Zdaje się, że nic mnie tu nie trzyma. A czemu pytasz?
 – Nie chciałabym, żeby zabrzmiało to jakoś niestosownie, ale pomyślałam sobie, że pewnie byłoby miło, gdybym zaproponowała ci podwiezienie do domu. I tak jadę przecież w twoją stronę.
– Dzięki. Powinienem jeszcze pewnie zrobić jakieś zakupy, ale skoro tak stawiasz sprawę, chyba sobie daruję. Zaraz możemy wychodzić.
Sam nie wiedział, dlaczego się nie wykręcił. Może po prostu ucieszyła go perspektywa wcześniejszego powrotu do domu, bez korków i zatłoczonego autobusu. Poza tym w domu czekało niedokończone zadanie. Miał przecież plan.
Już w samochodzie stwierdził, ze nie było to jednak najrozsądniejsze posunięcie. Trzeba było przesiedzieć korki w pracy i wrócić spokojnie do siebie
– Uwielbiam jeździć po tym mieście – zaświergotało mu nad uchem – Inni się wściekają, trąbią i ocierają o drugich, a ja urządzam sobie zawody w stylu, kto znajdzie ciekawszy skrót i szybciej dotrze, do celu. Niestety nigdy nie mogę sprawdzić, czy naprawdę wygrałam, więc tylko to sobie wyobrażam i staram się zawsze nieco zmieniać trasę. A ty nie jeździsz?
– Czasem jeżdżę. Ale to ja należę do tych, którzy nie mają siły przedzierać się samodzielnie przez zapchane miasto. Poza tym właśnie sprzedałem samochód.
– Ja kocham swoje auto i nigdy go nie sprzedam. Prędzej rozstałabym się z własnym mieszkaniem i zamieszkała w samochodzie niż pozbyła tego ukochanego grata.
Tak naprawdę nie był to taki grat i zupełnie sprawnie wcisnął się na jedyne wolne miejsce pod jego blokiem.
  Dzięki. Jestem twoim dłużnikiem. Zresztą nie pierwszy raz. Gdybyś kiedyś wpadła na pomysł, jak mógłbym się zrewanżować, mów śmiało. Może trzeba będzie zatankować albo nawoskować karoserię.
  Myślę, że coś do picia załatwiłoby sprawę.
 – Aaa, to da się zorganizować. Ale masz ochotę, tu, teraz? Może zechciałabyś wejść ze mną na górę?
Cała ta sytuacja wydała mu się tak absurdalna, że kiedy usłyszał „chętnie” i zobaczył Kasieńkę wyskakującą zza kierownicy o mały włos nie parsknął śmiechem, ale nie było już odwrotu.
 – To czego się napijesz? Może być kawa? – spytał, gdy wdrapali się już na górę.
– No coś ty. O tej porze nie piję już kawy. Teraz przydałoby się raczej coś wyciszającego, a nie odwrotnie.
– Mam tylko wino i kawę, a wina ci nie proponuję, bo jesteś autem.
– daj spokój. Nie jestem autem tylko człowiekiem i mieszkam dwa bloki dalej – Kasia wyraźnie miała ochotę na cos mocniejszego – Odprowadzisz mnie najwyżej. Chętnie napiję się tego wina.
– Jak sobie życzysz – otworzył butelkę i sięgnął po dwa kieliszki. Przypomniał sobie, jak ostatnio siedzieli z Klarą i studiował jej twarz przez szkło tego kryształowego naczynia.
– Ładnie tu.
– Odziedziczyłem to mieszkanie po dziadkach. Właściwie niewiele tu zmieniałem. Dzięki temu widać tu jeszcze ślady działań mojej babci. No, może poza tymi momentami, w których panuje tu okrutny bałagan.
– Zazdroszczę. Ja musiałam swoje kupić na raty, a teraz bank odcina sobie z mojej każdej pensji co swoje. Widać nie wszystkim jest dane coś za darmo.
– Wiesz, wolałbym mieć kredyt i wpadać na szarlotkę do babci.
 – Przepraszam. Nie to miałam na myśli.
  Tak, wiem. Nikt nigdy nie myśli o tym w ten sposób, ale przecież nie będę narzekał, że dziadkowie zapisali mi w spadku swoje mieszkanie. Z resztą byłem ich jedynym wnukiem. Komu mieli je zostawić? Państwu?
– Oj, dobrze już dobrze, nie nakręcaj się tak – pogłaskała go po policzku i przysunęła się nieco.
Nie lubił, kiedy ktoś za bardzo naruszał jego przestrzeń, więc próbował się nieznacznie odsunąć. Tak, żeby nie zwrócić jej uwagi. Wyszło to jednak jeszcze bardziej niezdarnie. W tym momencie poczuł jej dłoń w swoich włosach, a usta niebezpiecznie blisko własnych. Odskoczył jak oparzony, tłukąc pamiątkowy kieliszek i plamiąc dywan.
 – Co ty wyprawiasz!!? Odbiło ci?
 – Myślałam…
– Co myślałaś? Że jak podwiozłaś mnie do domu i w rewanżu zaproponowałem ci coś do picia, to już masz prawo się na mnie rzucać po pięciu minutach od wejścia.
 – No właśnie. Zaproponowałeś mi coś do picia. Myślałam, że o to chodzi. Rozumiesz? Taki kod.
 – Jaki kod, dziewczyno? Ja się na tym nie znam. Jak proponuje kawę, to mam na myśli tylko i wyłącznie kawę, a jak zapraszam na wino, to tylko po to, żeby je wypić. Poza tym to ty się wprosiłaś.
– Oj, dobrze już, to nieporozumienie, przepraszam. Nie kryję, spodobałeś mi się i wydawało mi się, że nikogo nie masz, więc pomyślałam, czemu nie.
– Bo nie i już.
– Masz kogoś?
– Może mam, a może nie. Nie wydaje mi się, żeby to była twoja sprawa.
– Czyli, że nie masz albo po prostu podkochujesz się w kimś bez wzajemności.
– Dajmy już temu spokój, ok.? Może po prostu napijmy się tego wina, a potem rozejdźmy do swoich spraw…
– Puszczając całą rzecz w niepamięć.
Kasia wzięła swój kieliszek i trochę niespokojnie kręciła się po pokoju.
– Przeczytałeś te wszystkie książki?
– Pewnie, że nie – jego złość na nią zaczęła narastać w ekspresowym tempie. To on tu się czuje jak ostatni kretyn, a ona spokojnie pyta go o książki – to  były książki moich dziadków. Je także odziedziczyłem.
W tym momencie wzrok jego niefrasobliwej koleżanki padł na wielkie zdjęcia ułożone na biurku.
 A to kto? Klara!!! Skąd masz jej zdjęcia? I to takie wielkie.
Chociaż miał ochotę wyrzucić ją przez okno, odparł –  Zrobiłem je i wywołałem w takim formacie. Przygotowuję dla Klary urodzinową niespodziankę
– Aaaa – Kasia wydała z siebie taki okrzyk, jak gdyby właśnie po raz kolejny odkryła Amerykę – to ty pewnie w niej się tak podkochujesz? Od razu ci powiem: daruj sobie. Ta kobieta jest zimna jak lód i niezdolna do miłości. Z resztą nie jesteś w jej typie. Nie zaszczyci cię nawet swoim spojrzeniem. Ja się znam na tym.
 – Myślę, że będzie lepiej, jak już sobie pójdziesz – nigdy jeszcze nie zdobył się na taką impertynencję – tak się składa, że Klara jest moją przyjaciółką i znam ją o wiele lepiej niż ty.

----------------------------------------------------------------------------------------------------
– Co to było do cholery? – zaczął wrzeszczeć, kiedy wreszcie pozbył się całego tłumu gapiów, a Klara stanęła o własnych siłach – popis zdolności aktorskich?
– Nie udawałam. Po prostu czasem w skrajnych sytuacjach tak reaguję na stres, ale nie zdążyłam cię uprzedzić. Przepraszam.
– A co to za stres? Że spotkałaś byłego wykładowcę, że nie pamiętał twojego nazwiska? Wielka sprawa.
– To nie był mój wykładowca. Owszem. Miał kiedyś z nami zajęcia, ale tylko raz i tylko w zastępstwie za naszego profesora – to mówiąc Klara rozkleiła się zupełnie i poprosiła: Zawieź mnie do domu.
– Nasz uroczy pensjonat i moje towarzystwo będzie ci musiało wystarczyć – Kuba pomyślał, że może wszystko potem samo się wyjaśni – Dzwonię po taksówkę.

wtorek, 8 maja 2012

Dla wiernych czytelniczek dłuższy fragment. Dlatego tak późno :)

Siedziała nad otwartą walizką i nie miała bladego pojęcia, co do niej włożyć. Próbowała nawet sprawdzić prognozę pogody w Internecie, ale połączenie jakoś nie chciało się nawiązać, a serwer odnaleźć. Upewniła się nawet, że zapłaciła rachunki. Dodatkowo pakowanie utrudniał fakt, że nie wiedziała do końca w jakim charakterze tam jedzie i o co w ogóle w całych tych targach, czy czymkolwiek to było, chodzi. Czy zabrać jakąś wieczorową sukienkę? Czy wystarczy wziąć tylko coś w miarę ładnego i oficjalnego? Lepiej elegancko, czy raczej niezbyt sztywno? Do tego nie miała pojęcia, czy będzie zimno, czy może dziwnym zrządzeniem pogody jakoś się rozsłoneczni. Przeświadczenie o tym, że jeśli zabierze dużo ciepłych ubrań na pewno będzie gorąco, drapało ją jakoś nieznośnie za uchem. Więc może jednak zapakować wielką walizkę i być przygotowaną na każdą ewentualność.  Nie chciała tylko narazić się na śmieszność w oczach Kuby. Wyjeżdżają jedynie na tydzień, a ona pakuje się tak,  jak gdyby przeprowadzała się do innego miasta. Złość na niego powoli ustępowała, ale nie chciała mu dawać satysfakcji i powodów do żartów.
Na początku nie miała ochoty wyjeżdżać i myślała, że jakoś się wykręci. Wiedziała, że to jak ten wyjazd przedstawił Kuba, było jedynie mrzonką i spodziewała się, że na pewno spadnie na nią sporo roboty. Nie to jednak zdenerwowało ją najbardziej. Najbardziej zirytowała ją jego postawa. Tak opowiadał pięknie, przedstawiał, proponował, a potem okazało się, że nawet nie czekał na jej odpowiedź. „Szef już się zgodził” dudniło jej w uszach. Nigdy nie umiała się długo gniewać i choć wiele razy powtarzała sobie, że nie da się tak łatwo przeprosić, już wiedziała, że oboje będą udawać, że nic się nie stało.
Migająca lampka ekspresu wyrwała ją z zamyślenia. – Tak. dziś to ja się raczej wcześnie nie położę – powiedziała sama do siebie, napełniając swój ulubiony kubek. Ostatecznie stwierdziła, że zabierze kilka uniwersalnych zestawów, a w razie czego zawsze może coś kupić. Przyda jej się coś nowego w ramach odświeżenia garderoby. Po tym genialnym pomyśle pakowanie poszło jak z płatka, ale i tak nie mogła już zasnąć. Kawa i emocje zrobiły swoje.
Postanowiono, że pojadą pociągiem, więc umówili się już na dworcu. Kuba oczywiście się spóźnił, ale wskoczył do pociągu w ostatniej chwili i jakoś odnalazł ją w przedziale.
 – Dzięki, że poczekałaś
– Chyba żartujesz. Teraz ja też zionęłabym jak ogar po polowaniu. Przecież ty zawsze i wszędzie się spóźniasz.
– Szukałem Cię.
– Trzeba było zadzwonić.
– Czy ty naprawdę myślisz, że nie dzwoniłem. To ty nie odbierałaś telefonu – teraz naprawdę poczuł się wyprowadzony z równowagi, lecz nie powiedział nic więcej, bo postanowił kupić kawę od przeciskającej się z wózkiem miłej Pani.
Kiedy chował resztę monet do kieszeni, zauważył, że Klara nerwowo przeszukuje swoje, potem torebkę i już zaczyna ściągać z góry walizkę.
– A tobie co się znowu stało?
– Nie wzięłam. Nie wzięłam albo zgubiłam!
– Co zgubiłaś?
No jak to co? Telefon!!! Jeśli został w domu, to pół biedy, ale pamiętam, że wsuwałam go do kieszeni spodni. Jak ktoś mi go ukradł, to powinnam zablokować, ale jak mam to teraz zrobić?
–Normalnie. Zadzwoń ode mnie.
Wbrew nadziei, że telefon być może spokojnie leży sobie na krześle udającym stolik w jej mieszkaniu, wykonała kilka koniecznych połączeń. Po przeszukaniu torebki w celu odnalezienia tajemniczych kodów, PIN-ów i szyfrów, można było uznać sprawę za załatwioną w miarę pomyślnie. Potem już nic nie zakłócało za bardzo ich podróży. Klara poczuła się jakoś (niezbyt dla niej typowo) odprężona, a po nieprzespanej nocy postanowiła uciąć sobie małą drzemkę.
Jakubowi nieco się nudziło, miał przecież nadzieję na jakąś rozmowę, skoro ma przy sobie miłe towarzystwo, ale w końcu postanowił poczytać pozostawione na sąsiednim siedzeniu gazety.
Od czasu do czasu zerkał na nią i nie mógł się nadziwić, że nawet spać potrafi elegancko. Poza przymkniętymi powiekami nic nie wskazywało na to, że śpi. Kiedy się przebudziła, niestety tuż przed samym końcem podróży, nadal wyglądała perfekcyjnie. Żadnego rozmazanego tuszu, ani  fryzury w nieładzie.
Z dworca pojechali od razu do hotelu. I wtedy zaczęły się niespodzianki. Okazało się, że w hotelu nie ma  żadnej rezerwacji na ich nazwisko, a z zakwaterowaniem bez rezerwacji raczej będą problemy, bo hotel przepełniony, dwie duże imprezy, a on sam do bardzo dużych nie należał.
Jakub zadzwonił do ich sekretarki – Mówiłaś, że wystarczy tylko podać nazwisko, a tutaj chcą mojego numeru rezerwacji i o moim nazwisku nikt nigdy nie słyszał. Za godzinę mamy pierwsze spotkanie, a nie mamy gdzie mieszkać i nawet nie mamy się gdzie przebrać. Dobrze poczekam.
– Oddzwoni za chwilę, jak znajdzie ten cholerny numer – wyjaśnił zupełnie bez potrzeby Klarze. Już po chwili ponownie odebrał telefon. – Tak. Tu właśnie jesteśmy. Że co? Czyś Ty oszalała? Miało być w tym i tylko w tym hotelu, bo tu odbywa się cała ta akcja. Czy myślisz, że będziemy sobie jeździć z drugiego końca miasta? Pojedziemy tam teraz, żeby zdążyć tu zaraz wrócić. Na szczęście to nie jest Warszawa. Ale odkręcaj to w te pędy, żebyśmy najpóźniej jutro byli tu zameldowani jak ludzie!!!
– Ta kretynka załatwiła nam nocleg w jakimś pensjonacie, bo pomyliła numer lub nie wiem co. Dlatego nie ma numeru rezerwacji. Próbowała coś załatwić, ale dziś już za bardzo nie ma tu z kim rozmawiać. Spróbuje jutro od rana. A może nam samym się uda. Tymczasem bierzemy taksówkę i jedziemy do tego pensjonatu.
Odległość podobno była duża, prawie drugi koniec miasta, ale prędkość, z jaką tam dotarli, wydała im się zawrotna.
– Nie to co u nas. Dłużej jadę na zakupy.
W recepcji przywitała ich bardzo miła, już niemłoda kobieta, która przedstawiła się jako właścicielka tego miejsca. Bez trudu odnalazła nazwisko Kuby w wielkiej książce leżącej na staromodnym pulpicie. W tle było widać komputer, ale chyba nie używano go tutaj za często. Było tu  dość przyjemnie, choć z każdego kąta wyglądały wspomnienia poprzedniej epoki. A może właśnie o to chodziło?
– Proszę. Oto klucz dla Państwa.
– Tylko jeden? Miały być dwa miejsca.
No tak. Mam zapisane. Pokój dwuosobowy. To państwo nie są razem?
– Tak, razem, ale w służbowej podróży. Nie jestem żoną tego pana, więc czy mogłaby mi pani dać klucz do innego pokoju? – Klara w tym momencie miała już dość przygód, a dzień się przecież jeszcze nie kończył.
Pani zatrzepała kartkami jakiegoś zeszytu, potem jeszcze raz przejrzała wielką księgę i zrobiła zakłopotaną minę – Obawiam się, że dziś to niemożliwe. Wszystko zajęte, ale jutro mają się prawdopodobnie wyprowadzić jedni państwo, to zapiszę tu dla Pani rezerwację.
– Chyba Pani żartuje. Zatem dziękujemy. Poszukamy gdzie indziej!
– Dobrze już. – Jakub na migi dał znać miłej pani, żeby się już nie przejmowała – Chodź. Przecież nic Ci nie zrobię, a nie mamy czasu na szukanie teraz. Jutro już nas tu nie będzie, a jak dobrze pójdzie, to nawet dziś uda się coś zorganizować.
Kiedy wdrapali się już po starodawnych schodach na górę, przeżyli coś na kształt podróży w czasie. Cała górna kondygnacja była wyłożona staromodną tapetą w stylu angielskim, w ich pokoju łóżka (na szczęście dwa oddzielne) były nakryte pięknie haftowanymi narzutami w róże, ale dopiero widok z okna sprawił, że Klara poczuła się jak Ania z Zielonego Wzgórza i nie zamierzała już nigdy opuszczać tego miejsca. Nie były to co prawda kwitnące wiśnie (Był w końcu listopad), ale posadzenie drzew i rozplanowanie całej zieleni zdradzało rękę mistrza. Klara do tego była przekonana, że oddalają się od morza, jadąc tutaj, a okazało się, że po otwarciu okna mają je prawie na wyciągnięcie ręki.



wtorek, 1 maja 2012

czas na zmiany

I znów wracał do domu. Później niż zwykle, ale z jakąś nadzieją. Wiedział, że jutro czeka go ciężki dzień i długa podróż. Jednak sama myśl o zmianie powietrza, otoczenia i opuszczeniu choć na chwilę tego miasta była dla niego bardzo przyjemna.
Gdy wszedł do domu,  poczuł, że chyba ma deja vu. Znów elegancka i uśmiechnięta żona musnęła jego policzek, znów zaleciła, aby poszedł na górę się przebrać i podobnie jak ostatnio kątem oka dostrzegł pięknie nakryty stół.
– Czy spodziewamy się  kogoś? – powiedział beztrosko, choć w duchu jęknął, że nie ma ochoty na gości.
– Czy musimy się kogoś spodziewać, żeby zjeść razem kolację? Pomyślałam, że skoro jutro wyjeżdżasz, będzie nam miło spędzić ze sobą trochę czasu jakoś tak intensywniej.
– Aha – mruknął pod nosem z niebywałą ulgą.
Gdy wdrapywał się na górę, przyszedł mu do głowy pewien pomysł. Nie założył więc tradycyjnie koszuli i eleganckich spodni, lecz wyjął z szafy swoje ulubione wygodne jeansy i T-shirt. Znów spojrzał w lustro i stwierdził, że w tym stroju może nie jest elegancki, ale na pewno wygląda ciekawie. Zeskoczył na dół i narzucając na siebie jedynie bluzę, wybiegł na podwórko. Wrócił po chwili, niosąc stos równo przyciętego opałowego drewna, które od zawsze czekało na taką okazję, a którego nikt nie przynosił.
Na jej pytające spojrzenie odparł –Już dawno powinniśmy to zrobić – w końcu po to instalowaliśmy kominek, a jesień zagościła tu na dobre.
Nie od razu udało mu się rozpalić ogień, ale nie zrażał się tym. W tak dobry nastrój wprawił go ten wspaniały pomysł. Zdjął ze stołu koszyk z pieczywem, czosnkowe masło i  sery. Poszedł do kuchni po wino i kieliszki.
 – Przepraszam, kochanie, że chcę zepsuć twoją wspaniałą kolację, ale obiecuję, że będziesz zadowolona. Po czym podszedł do niej i wyciągnął z jej włosów jakąś nietypową spinkę. Podobnie postąpił z kolczykami. Rozpuścił jej włosy i zachwycił się ich zapachem. Gasząc światło, powiedział – Taką właśnie cię uwielbiam. Obiecywałem cię nosić na rękach, ale chyba za często nie spełniałem swojej obietnicy.
Gdy ułożyli się na niezwykle miękkim dywanie, a on czuł przy sobie ciepło jej ciała i wciągał w nozdrza jej cudowny zapach, upewnił się, że w życiu nigdy nie jest na nic za późno i zawsze jest dobry moment, żeby wprowadzać zmiany na lepsze.
Przypomniał sobie, jak urządzali się w swoim pierwszym mieszkaniu. Mieli do dyspozycji całe dwanaście metrów odnajęte od bardzo miłej, choć nieco samotnej przez co czasem uciążliwej pani. Siadywali wtedy często na materacu i snuli plany, jak to kiedyś będzie w ich wspólnym wspaniałym domu. Planowali ten kominek i dywan, to wino i siebie, choć były to czasy, w których tylko na marzenia mogli sobie pozwolić, bo przecież za nie się nie płaci. Dziwnym zrządzeniem nie wiadomo czego, mieli po latach ten piękny dom i to wyjątkowe miejsce mające służyć za domowe ognisko, ale dzisiejszy wieczór był pierwszym, w którym zasiedli przy nim wspólnie.