–
On naprawdę nie był moim wykładowcą – powiedziała, zawijając się w miękki koc,
który przyniósł specjalnie dla niej
–
Wypij to. Pani zapewniała, że najlepszy. Domyślam się, że jesteś potwornie
głodna, a w tej sytuacji raczej nie przełknęłabyś niczego normalnego – Kuba
doskonale wcielał się w rolę opiekuna i z całych sił starał się nie pokazywać,
jak bardzo ciekawi go ta historia.
–
Dzięki. Obawiam się, że tego też nie przełknę – objęła starannie kubek dłońmi –
przynajmniej trochę się ugrzeję. Czy tobie też jest tak zimno?
–
Nie. Nie jest mi zimno. Jestem tylko zmęczony, ale nie martw się. Chętnie cię
wysłucham.
–
Nie chcę się zwierzać i nie potrzebuję tego protekcjonalnego tonu. Dzięki za
troskę. Ostatecznie sam jesteś sobie winien. W końcu to był twój pomysł, żebym
tu przyjeżdżała. Pewnie w normalnych okolicznościach spłynęłoby to po mnie jak
po kaczce, ale jestem w kiepskiej kondycji i nie radzę sobie ze wszystkim.
–
Dlatego uważam, że powinnaś się wygadać
–
Śpij już. Masz jutro dużo roboty. Nie wiem, czy będę się nadawała na twoje
wsparcie.
–
Nie przesadzaj. Z resztą, jak chcesz. Dobranoc
Jakub
niezbyt chętnie ułożył się na swoim łóżku, jednak po chwili słychać już było
tylko jego rytmiczny oddech. Klara rozmyślała nad tym, w jak idiotycznej
sytuacji się znalazła. Dopiero co była w miarę dobrze zorganizowaną kobietą
sukcesu, stabilną emocjonalnie i dla wielu dziewczyn uchodzącą za ideał. I
nagle „trach!”. Wszystko znów rozsypane w drobny mak. Sięgnęła ustami do kubka
i poczuła, że nawet to jest przeciwko niej. Od dziecka nie cierpiała barszczu.
Jednak nie odstawiła go, tylko piła drobnymi łyczkami. Byłby naprawdę smaczny,
gdyby nie to, że nie cierpi buraków. Ale pomyślała sobie, że kolejny raz
zastosuje znaną sztuczkę. Zada sobie jakieś cierpienie fizyczne, żeby odwrócić
uwagę od tego duchowego. Po godzinie drętwego siedzenia zrzuciła koc i podeszła
do okna. Niewiele było widać, ale świadomość, że za tą szybą jest ogromna woda
pozwalała jej poczuć się małą i nieważną. Z takimi samymi problemami. Chciało
jej się płakać, ale patrzyła tylko suchym wzrokiem w czarną przestrzeń przed
sobą.
–
Nie śpisz jeszcze? – Głos Kuby wyrwał ją z rozmyślań – Połóż się. Czasem dobrze
przespać problemy. Przecież nie możesz tam stać przez całą noc.
–
Myślałam, że zostanę jego żoną – Może trochę wbrew sobie i swoim zasadom Klara stwierdziła,
że jednak musi zrzucić z siebie chociaż część tej historii.
–
Kogo? Nadolskiego? – Dopiero po chwili zrozumiał, o co jej chodzi.
–
Nie. Świętego Mikołaja! Pierwszy raz się uśmiechnęła i dalej historia
opowiadała się właściwie sama:
Faktycznie poznałam go na
uczelni. Na tych jedynych zajęciach, które przeprowadził z naszą grupą. Był
świeżo po studiach. Pisał doktorat u naszego profesora, który musiał wyjechać i
polecił mu przeprowadzenie tych zajęć. Nie mogę powiedzieć, że to była miłość
od pierwszego wejrzenia, ale było w nim coś przyciągającego uwagę. Tego dnia
wpadaliśmy na siebie jeszcze kilka razy, choć nigdy wcześniej nie mieliśmy
okazji się spotkać. Gdy wracałam do domu, strasznie się rozpadało, a ja
oczywiście nie miałam parasola.
– Odprowadzę panią do przystanku – usłyszałam
jego głos – Nie mogę przecież pozwolić, żeby pani zmokła.
– Dziękuję. Proszę się o mnie nie martwić.
Przecież nie jestem z cukru – odrzekłam trochę głupawo, ale zrobiło mi się
nieswojo, bo nie byłam w tym miejscu jedyną dziewczyną bez parasola.
Odprowadził mnie na ten przystanek i okazało się, że jedziemy w tym samym
kierunku. Rozmawialiśmy i rozmawialiśmy, i robiło się bardzo miło. Wysiadł razem
ze mną i odprowadził pod sam blok, bo ulewa była okropna. Umówiliśmy się też na
herbatę następnego dnia, bo podobno istnieje zwyczaj, że jeśli spotka się kogoś
co najmniej trzykrotnie tego samego dnia, należy się z nim umówić na herbatę.
Domyślasz się, że byłam nieźle
podekscytowana, a nie miałam za bardzo nikogo, komu mogłabym się zwierzyć.
Następnego dnia dużo staranniej przygotowałam sobie strój i zrobiłam dyskretny,
ale perfekcyjny makijaż. Chciałam po prostu wyglądać ładnie. Nie mogłam się
doczekać końca zajęć, choć z całych sił tłumaczyłam sobie, że to nic takiego. I
tak się zaczęło.
Od spotkania do spotkania, było
coraz milej i milej aż można było uznać, że zostaliśmy parą. Tylko nie
obnosiliśmy się z tym. Zwłaszcza na uczelni. Nie do końca rozumiałam dlaczego,
bo byłam szczęśliwa i chciałam się tym pochwalić całemu światu, ale on nalegał,
żeby to utrzymać przez jakiś czas w tajemnicy. Nie chciał, żeby ktoś mu
zarzucił, że zadaje się ze studentką. Nie rozumiałam tego, ale zakochana
kobieta na wiele się zgadza. Zwłaszcza, że spotkania w kawiarniach, teatrach i
kinach, a później w jego mieszkaniu zupełnie mi odpowiadały. W moim dotychczas
nudnym życiu wreszcie zaczęło dziać się coś naprawdę interesującego. Wiktor
okazał się fantastycznym, interesującym facetem z wieloma pasjami, którymi
potrafił mnie zarazić. Byłam naprawdę szczęśliwa. Coraz rzadziej bywałam w domu
i oraz trudniej było mi skupić się na nauce, ale robiłam, co mogłam, bo nie
chciałam dawać rodzicom powodu do krytyki.
Po kilku miesiącach takiego
spotykania się Wiktor zaproponował, żebym się do niego wprowadziła. Przecież i
tak większość czasu spędzałam u niego. Spakowałam więc walizki i wyprowadziłam
się z domu. Oczywiście nie obyło się bez awantury. Rodzice podsumowali mnie
jednoznacznie, ale ja nie byłam im dłużna i stwierdziłam, że są ostatnimi
osobami, które miałyby prawo mnie umoralniać. Przeniosłam się w trybie
ekspresowym. Nie powiem, byłam trochę zawiedziona taką propozycją, bo jednak
moje podejście do relacji damsko-męskich jest, a przynajmniej wtedy było,
raczej tradycyjne. Liczyłam na coś więcej. Romantyczną kolację i pierścionek.
Bo ja już byłam pewna, że to właśnie ten. I pewnie dlatego postanowiłam dać mu
jeszcze odrobinę czasu.
Wspólne mieszkanie było dla mnie
jak bajka. Choć nie wychodziliśmy już tak często, realizowałam się na miejscu.
Powoli oswajałam wszystkie pomieszczenia i uczyłam się, że teraz to także moja
przestrzeń. Zawładnęłam szczególnie kuchnią. Urządziłam tam moje prawdziwe królestwo.
Znosiłam doniczki z ziołami i te warkocze czosnku. W domu nigdy by mi na to nie
pozwolono. Bo „po co?” Dla Wiktora stałam się prawdziwą gospodynią. Ale,
oczywiście, nie tylko w garach tkwiłam. Lubiłam spędzać z nim leniwe popołudnia
i ogólnie było super, ale coś się zaczęło psuć.
Mieszkaliśmy razem już od dwóch
lat. Ja zbliżałam się do końca studiów i coraz śmielej planowałam nasze wspólne
życie. Chciałam w końcu tego pierścionka, sukni i wesela. Nadawałam imiona
naszym dzieciom i delikatnie, ale jednak trochę, zaczęłam naciskać. Pomyślałam,
że bez wyraźnych sygnałów Wiktor nigdy się nie domyśli, że taki układ mi nie do
końca wystarcza i w życiu nie poprosi mnie o rękę.
Tamtego wieczoru przygotowałam
pyszną kolację, świece, nastrojową muzykę. Założyłam nową sukienkę i kupione na
specjalne okazje kolczyki. Czekałam na niego odrobinę niespokojnie i zastanawiałam
się, jak to rozegrać. Czułam, że dłużej nie wytrzymam. Jednak bałam się naruszyć
tę dość przyjemną stabilizację.
Kiedy pochwalił już moje popisy
kulinarne, zaczął opowiadać, jakie to miał szczęście, że wtedy padał deszcz i
odprowadził mnie do domu.
– Wyglądasz oszałamiająco –
powiedział, przytulając się do mojego policzka – Tak pięknie, że aż miałbym
ochotę poprosić cię o rękę.
Moje emocje sięgnęły zenitu.
Serce biło mi jak oszalałe i czekałam na ten jeden moment. Kiedy jednak wciąż milczał,
spytałam – To czemu tego nie zrobisz?
– Jak to, czemu? – roześmiał się –
Przecież nie mogę się z tobą ożenić. Ja już mam żonę.
W tym momencie czarno mi się zrobiło
przed oczami i myślałam, że zemdleję, ale złość pomieszana z żalem i
rozczarowaniem zdecydowanie podniosła mi poziom adrenaliny.
– Jak to, masz żonę?!!!
– No, normalnie. Nie mów mi teraz, że nie
wiedziałaś. Przecież wszyscy wiedzą.
– Słucham? Wszyscy wiedzą? A czy
ja jestem wszyscy? Nigdy nawet przez chwilę nie zająknąłeś się o jakiejś żonie.
Myślę, że zwróciłabym na to uwagę!!!
Trzasnęłam drzwiami od sypialni i
zaczęłam się pakować. Nie interesowało mnie, że jest środek nocy i ze skulonym
ogonem będę musiała wrócić do rodziców, z którymi nie rozmawiałam od tych dwóch
lat. Nie mogłam spędzić z nim ani jednej chwili więcej. Próbował mnie
powstrzymać, coś tłumaczyć, ale nie wierzyłam mu. Czułam się taką totalną
kretynką.
Wróciłam do domu. Rodzice
oczywiście bardzo się ucieszyli. Nawet nie za często powtarzali „a nie mówiliśmy”
i jakoś mimo wszystko pomogli mi się pozbierać. Postanowiłam, że zerwę z nim
wszelkie kontakty. Nie wiedziałam, co można by jeszcze tłumaczyć. Oszukał mnie,
zwodził i tyle. Ale kochałam go, więc w głębi serca miałam nadzieję, że może
jednak coś się wyjaśni. Że będzie o mnie walczył. Może rozwiedzie się z tą
żoną. Wierz mi, dałabym mu szansę. Naprawdę mi na nim zależało.
Spotkałam go mniej więcej po
roku, kiedy byłam tuż przed końcem studiów i składałam pracę magisterską w moim
dziekanacie.
– Klara! Zaczekaj – nic się nie
zmienił i myślałam przez chwilę, że zaraz po prostu wrócimy do domu – Napijesz się
ze mną herbaty?
I tak oto przy herbacie się zaczęła
i przy herbacie skończyła nasza intensywna, ale jednak krótka znajomość. Może
trzeba było od razu unikać zadawania się z mężczyzną, który nie pija kawy.
–
No, ale co było dalej? – Jakub nie chciał pozwolić na zakończenie opowieści w
takim momencie.
–
Nic nie było. Dowiedziałam się, że spotkał się z żoną, żeby omówić sprawy
rozwodowe, bo naprawdę chciał się ze mną ożenić, ale jakoś tak wyszło, że do
siebie wrócili, miało im się urodzić dziecko i ogólnie był bardzo szczęśliwy,
za co chciał mi podziękować. Gdyby nie ja i tamta kolacja trwałby pewnie w
takim zawieszeniu i nigdy do niej nie wrócił.
Jakub
pożałował trochę, że zadał to pytanie, bo atmosfera w pokoju znów zaczęła
gęstnieć. Nie wiedział za bardzo jak rozładować sytuację. W końcu nie co dzień
stawał się powiernikiem młodszej koleżanki.
–
Nic to – Klara zdecydowanie oderwała się od wspomnień – Może dobrze się stało.
Musiałam się pozbierać. Skończyłam studia, znalazłam pracę i zaczęłam zajmować
się kupnem mieszkania. I jakoś się udało. Tak przynajmniej myślałam. Do dziś.
–
Daj spokój. Przecież jedno spotkanie o niczym nie świadczy. To chyba normalne,
że nie mogłaś spokojnie przejść do porządku dziennego nad tym, że tak głupio
się zachował. Każdy by się wkurzył.
–
Ale ja się nie wkurzyłam. Nie byłam zła o to, że zachowywał się jak ostatni
prostak. Przeraziło mnie to, że on przedstawiał mi swoją żonę, a ja pragnęłam
tylko tego, żeby zaprosił mnie do hotelowego pokoju. I wierz mi, gdyby to
zaproponował, poszłabym z nim bez najmniejszych oporów.