wtorek, 10 kwietnia 2012

coraz później, ale

Nie mogła spać. Była już czwarta, a ona nie zmrużyła oka. W jej głowie kłębiło się tyle bezsensownych myśli. W dodatku wszystkie wydawały się ciężkie i mroczne, nie do zniesienia. Nie mogła nawet zmusić się do pomyślenia o czymś przyjemnym. Przekręcała się z boku na bok i marzyła o tym, żeby ta noc wreszcie się skończyła. Wiła się w tym psychofizycznym bólu i nie mogła znaleźć lekarstwa. Nie działały na nią żadne leki ani herbatki.
W końcu zdecydowała się zapalić światło i wstać. Nie było sensu się tak męczyć. Poszła do kuchni i przeszukała szafki w poszukiwaniu czegoś do jedzenia. Z racji tego, że wiecznie była na jakiejś diecie, niewiele tam znalazła. Weszła do salonu z miseczką dietetycznych, bezcukrowych, czyli bezsmakowych płatków i rozejrzała się za jakąś gazetą. Byle się zmęczyć. Świtało już, kiedy poczuła, że ogarnia ją senność. To zawsze było bez sensu. Najpierw nie mogła zasnąć przez całą noc, a później gdy zbliżała się pora pobudki, jej ciało marzyło tylko o tym, aby wtulić się w ciepłą kołdrę.
Wzięła zimny prysznic i przygotowała sobie filiżankę kawy. Nigdy nie jadła wczesnego śniadania. Zazwyczaj jej drugie śniadanie w pracy było jej pierwszym, a często również jedynym posiłkiem w ciągu dnia. Wyjrzała przez okno. Pogoda bez zmian. Nadal było zimno i nieprzyjemnie. Wiał silny wiatr. Otworzyła więc szafę i wyjęła z niej niebieską sukienkę do kolan z długim rękawem, do której idealnie pasował jej granatowy sztruksowy płaszcz.
Miała ochotę zadzwonić do pracy i powiedzieć, że nie przyjdzie, że jest chora. Ostatnio coraz częściej zdarzały jej się takie pokusy, a to oznaczało, że jesienna depresja jest nieunikniona. Nienawidziła takiego stanu rzeczy – wiecznego marazmu, który wprawiał ją w jeszcze gorszy nastrój, takiego powolnego opadania na dno – a jednak nie zawsze umiała ten stan w sobie przezwyciężyć.
Wzięła się w garść, strząsnęła sen z powiek i spojrzała w lustro – Jak na nieprzespaną noc nie jest najgorzej – Powiedziała sama do siebie, a potem wyszła, zatrzaskując za sobą drzwi.
Dopiero wtedy zorientowała się, że to nie będzie udany dzień. Klucze zostały w środku.
No cóż. I tak teraz musi iść do pracy. Jednak będzie musiała wyjść wcześniej, żeby zorganizować kogoś, kto pomoże jej dostać się do mieszkania po niej. Jej entuzjazm był przedwczesny. W roztargnieniu zapomniała o najważniejszej rzeczy, którą dziś miała zanieść do biura. Przecież obiecała, a to jest potrzebne na wczoraj – trzeba było wysłać kurierem i naprawdę nie wyłazić z domu. Przecież wiem, że dziś już nic mi się nie uda. Tylko pasmo nieszczęść, na pewno za chwilę ściągnę na siebie jakieś nowe kłopoty.
Nie musiała na nie długo czekać. Gdy była już w garażu, zorientowała się, że kluczyki zostały w kurtce. Nie pierwszy raz zdarzała jej się podobna sytuacja, ale zazwyczaj wystarczało wsiąść do windy i po prostu wrócić do mieszkania. Teraz było to przecież niemożliwe. Zaklęła paskudnie pod nosem. Dawno już jej się to nie zdarzyło. Otrząsnęła po raz kolejny sen z powiek, choć tylko odruchowo, bo tak wysoka dawka adrenaliny zrobiła swoje. Muszę się wziąć w garść, na pewno jest jakieś wyjście, przecież jest jeszcze wcześnie.
Wybiegła z budynku i machnęła na pierwszą nadjeżdżającą taksówkę. Nie dosyć, że samochód nie zatrzymał się, to jeszcze poczuła na sobie lodowaty prysznic. Nie mogła wrócić, żeby się przebrać, nie mogła przecież wejść do mieszkania. Obrzuciła się nienawistnym spojrzeniem, przetarła ubłoconą twarz chusteczką i pobiegła do najbliższego przystanku. Mieszkała w nowej dzielnicy, komunikacja kursowała rzadko, mieszkańcy z reguły mieli samochody. Kupiła bilet i pomachała odjeżdżającemu autobusowi. Zrezygnowana dowlokła się wreszcie na przystanek. Lepiej byłoby, gdybym została w domu i wysłała to kurierem – pomyślała ponownie. Czuła się tak bezsilna, że miała ochotę krzyczeć, kopać i najchętniej zrobiłaby sobie krzywdę, bo znów o czymś nie pomyślała. Sobie i tylko sobie zawdzięcza te kłopoty. Łzy popłynęły po jej policzkach. Nie zwracała na to uwagi. Jakie znaczenie w tej sytuacji miał nienaganny makijaż.
Deszcz zaczął padać coraz mocniej. Do tej pory nawet nie zwróciła na niego uwagi. Na szczęście podjechał autobus i udało jej się wcisnąć do tej toczącej się z wolna puszki sardynek.
Gdy wysiadła, zdecydowanie nie było już wcześnie, więc prawie biegła. Ukradkiem tylko przejrzała się w lustrzanej ścianie jednego z wieżowców. Jej wygląd zupełnie nie pasował do tego ekskluzywnego centrum miasta.
Wbiegła zdyszana do biura. Zerknęła na puste krzesło za jego biurkiem, rzuciła teczkę na swoje i wyszła do łazienki.
Dopiero po powrocie susząc włosy ręcznikiem i poprawiając makijaż wytłumaczyła siedzącej obok koleżance, co się stało.
– Nie miałam czasu dzwonić po ślusarza, poza tym było jeszcze za wcześnie. A chciałam znaleźć się tu jak najszybciej, bo obiecałam. Ja tu gnam jak na złamanie karku, taplam się w błocie i cisnę w autobusie, a on tak się przejął, że nawet go nie ma. Jak kiedyś nie wytrzymam, to powiem mu, co tak naprawdę o nim myślę.
 – Powiedz, powiedz. Chętnie posłucham, bo to chyba o mnie mowa.
– Biorę wolne – rzuciła do tej samej koleżanki, udając, że go ignoruje – od wieków nie miałam urlopu, co mam zrobić zrobię w domu, jeśli oczywiście najpierw uda mi się do niego dostać.
– Zatrzasnęła kluczyki w mieszkaniu – tym razem koleżanka spojrzała na niego wyjaśniająco, po czym spokojnie dodała – Tu jest numer telefonu do znajomego ślusarza. Powinien Ci pomóc, zaraz wezwę taksówkę.
– Ja mogę Cię odwieźć
– Nie, dzięki. Dam sobie radę. Nie lubię sprawiać nikomu kłopotu.
– Żaden kłopot. I tak jadę w twoim kierunku. No i dasz mi teczkę, o której zapomniałaś. Poza tym chciałbym, żebyś wyjaśniła mi jeszcze kilka kwestii.
– Biorę urlop. Zrozumiano?
– No właśnie. Tym bardziej muszę ci zadać kilka pytań, żeby później do ciebie nie wydzwaniać. Pójdę na chwilę do szefa i zaraz będę gotowy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz