Nie mogła spać. Była już czwarta, a ona nie
zmrużyła oka. W jej głowie kłębiło się tyle bezsensownych myśli. W dodatku
wszystkie wydawały się ciężkie i mroczne, nie do zniesienia. Nie mogła nawet
zmusić się do pomyślenia o czymś przyjemnym. Przekręcała się z boku na bok i
marzyła o tym, żeby ta noc wreszcie się skończyła. Wiła się w tym
psychofizycznym bólu i nie mogła znaleźć lekarstwa. Nie działały na nią żadne leki
ani herbatki.
W końcu zdecydowała się zapalić światło i
wstać. Nie było sensu się tak męczyć. Poszła do kuchni i przeszukała szafki w
poszukiwaniu czegoś do jedzenia. Z racji tego, że wiecznie była na jakiejś
diecie, niewiele tam znalazła. Weszła do salonu z miseczką dietetycznych,
bezcukrowych, czyli bezsmakowych płatków i rozejrzała się za jakąś gazetą. Byle
się zmęczyć. Świtało już, kiedy poczuła, że ogarnia ją senność. To zawsze było
bez sensu. Najpierw nie mogła zasnąć przez całą noc, a później gdy zbliżała się
pora pobudki, jej ciało marzyło tylko o tym, aby wtulić się w ciepłą kołdrę.
Wzięła zimny prysznic i przygotowała sobie
filiżankę kawy. Nigdy nie jadła wczesnego śniadania. Zazwyczaj jej drugie
śniadanie w pracy było jej pierwszym, a często również jedynym posiłkiem w
ciągu dnia. Wyjrzała przez okno. Pogoda bez zmian. Nadal było zimno i
nieprzyjemnie. Wiał silny wiatr. Otworzyła więc szafę i wyjęła z niej niebieską
sukienkę do kolan z długim rękawem, do której idealnie pasował jej granatowy
sztruksowy płaszcz.
Miała ochotę zadzwonić do pracy i
powiedzieć, że nie przyjdzie, że jest chora. Ostatnio coraz częściej zdarzały
jej się takie pokusy, a to oznaczało, że jesienna depresja jest nieunikniona. Nienawidziła
takiego stanu rzeczy – wiecznego marazmu, który wprawiał ją w jeszcze gorszy
nastrój, takiego powolnego opadania na dno – a jednak nie zawsze umiała ten
stan w sobie przezwyciężyć.
Wzięła się w garść, strząsnęła sen z powiek
i spojrzała w lustro – Jak na nieprzespaną noc nie jest najgorzej – Powiedziała
sama do siebie, a potem wyszła, zatrzaskując za sobą drzwi.
Dopiero wtedy zorientowała się, że to nie
będzie udany dzień. Klucze zostały w środku.
No cóż. I tak teraz musi iść do pracy. Jednak
będzie musiała wyjść wcześniej, żeby zorganizować kogoś, kto pomoże jej dostać
się do mieszkania po niej. Jej entuzjazm był przedwczesny. W roztargnieniu
zapomniała o najważniejszej rzeczy, którą dziś miała zanieść do biura. Przecież
obiecała, a to jest potrzebne na wczoraj – trzeba było wysłać kurierem i
naprawdę nie wyłazić z domu. Przecież wiem, że dziś już nic mi się nie uda. Tylko
pasmo nieszczęść, na pewno za chwilę ściągnę na siebie jakieś nowe kłopoty.
Nie musiała na nie długo czekać. Gdy była
już w garażu, zorientowała się, że kluczyki zostały w kurtce. Nie pierwszy raz
zdarzała jej się podobna sytuacja, ale zazwyczaj wystarczało wsiąść do windy i
po prostu wrócić do mieszkania. Teraz było to przecież niemożliwe. Zaklęła paskudnie
pod nosem. Dawno już jej się to nie zdarzyło. Otrząsnęła po raz kolejny sen z
powiek, choć tylko odruchowo, bo tak wysoka dawka adrenaliny zrobiła swoje.
Muszę się wziąć w garść, na pewno jest jakieś wyjście, przecież jest jeszcze
wcześnie.
Wybiegła z budynku i machnęła na pierwszą
nadjeżdżającą taksówkę. Nie dosyć, że samochód nie zatrzymał się, to jeszcze
poczuła na sobie lodowaty prysznic. Nie mogła wrócić, żeby się przebrać, nie mogła
przecież wejść do mieszkania. Obrzuciła się nienawistnym spojrzeniem, przetarła
ubłoconą twarz chusteczką i pobiegła do najbliższego przystanku. Mieszkała w
nowej dzielnicy, komunikacja kursowała rzadko, mieszkańcy z reguły mieli
samochody. Kupiła bilet i pomachała odjeżdżającemu autobusowi. Zrezygnowana dowlokła
się wreszcie na przystanek. Lepiej byłoby, gdybym została w domu i wysłała to
kurierem – pomyślała ponownie. Czuła się tak bezsilna, że miała ochotę
krzyczeć, kopać i najchętniej zrobiłaby sobie krzywdę, bo znów o czymś nie
pomyślała. Sobie i tylko sobie zawdzięcza te kłopoty. Łzy popłynęły po jej
policzkach. Nie zwracała na to uwagi. Jakie znaczenie w tej sytuacji miał
nienaganny makijaż.
Deszcz zaczął padać coraz mocniej. Do tej
pory nawet nie zwróciła na niego uwagi. Na szczęście podjechał autobus i udało
jej się wcisnąć do tej toczącej się z wolna puszki sardynek.
Gdy wysiadła, zdecydowanie nie było już
wcześnie, więc prawie biegła. Ukradkiem tylko przejrzała się w lustrzanej
ścianie jednego z wieżowców. Jej wygląd zupełnie nie pasował do tego
ekskluzywnego centrum miasta.
Wbiegła zdyszana do biura. Zerknęła na
puste krzesło za jego biurkiem, rzuciła teczkę na swoje i wyszła do łazienki.
Dopiero po powrocie susząc włosy ręcznikiem
i poprawiając makijaż wytłumaczyła siedzącej obok koleżance, co się stało.
– Nie miałam czasu dzwonić po ślusarza,
poza tym było jeszcze za wcześnie. A chciałam znaleźć się tu jak najszybciej,
bo obiecałam. Ja tu gnam jak na złamanie karku, taplam się w błocie i cisnę w
autobusie, a on tak się przejął, że nawet go nie ma. Jak kiedyś nie wytrzymam,
to powiem mu, co tak naprawdę o nim myślę.
– Powiedz,
powiedz. Chętnie posłucham, bo to chyba o mnie mowa.
– Biorę wolne – rzuciła do tej samej
koleżanki, udając, że go ignoruje – od wieków nie miałam urlopu, co mam zrobić
zrobię w domu, jeśli oczywiście najpierw uda mi się do niego dostać.
– Zatrzasnęła kluczyki w mieszkaniu – tym
razem koleżanka spojrzała na niego wyjaśniająco, po czym spokojnie dodała – Tu
jest numer telefonu do znajomego ślusarza. Powinien Ci pomóc, zaraz wezwę taksówkę.
– Ja mogę Cię odwieźć
– Nie, dzięki. Dam sobie radę. Nie lubię sprawiać
nikomu kłopotu.
– Żaden kłopot. I tak jadę w twoim kierunku.
No i dasz mi teczkę, o której zapomniałaś. Poza tym chciałbym, żebyś wyjaśniła
mi jeszcze kilka kwestii.
– Biorę urlop. Zrozumiano?
– No właśnie. Tym bardziej muszę ci zadać
kilka pytań, żeby później do ciebie nie wydzwaniać. Pójdę na chwilę do szefa i zaraz
będę gotowy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz