wtorek, 29 maja 2012

Dramatyczna walka z czasem. Proszę o wybaczenie

Siedziała w hotelowym barze nad szklanką z wodą miętowo-imbirową i czekała na Jakuba. Pierwsze spotkanie można było uznać za udane, a do otwarcia całej imprezy zostało jeszcze trochę czasu. Kuba poszedł więc załatwiać kwestię jedynie swojego zameldowania w hotelu, ponieważ oświadczyła mu, że ona nie ma zamiaru wyprowadzać się z pensjonatu. W końcu przed wyjazdem obiecywał, że tutaj będzie mogła sobie wypocząć.
Doceniała teraz swoją uniwersalną sukienkę z malowanego ręcznie jedwabiu. Był to zbytek, na który pozwoliła sobie kiedyś w czasie wyjazdu do Paryża. Zainwestowane wtedy w ten sposób pieniądze zwróciły się jej już wielokrotnie. Prosty krój i materiał typu „zimą grzeje, chłodzi latem” sprawiały, że sukienka doskonale sprawdzała się w rozmaitych sytuacjach. Do tego była niezwykle kobieca i Klara niemalże czuła, jak wzmacnia jej poczucie własnej wartości.
 – Wygląda na to, że uda ci się mnie pozbyć z twojego nowego gniazdka – Jakub wręcz wyrósł spod baru – ale dopiero od jutra – dodał, gdy już zobaczył malujące się na jej twarzy uczucie ulgi.
– Jak to od jutra? – zaprotestowała
– Dziś nie ma wolnych pokoi. Słyszałaś przecież.
– To niech cię przenocują w schowku na miotły. Z resztą dzisiejszy bankiet nie skończy się o północy. Jakoś dotrwasz do rana.
– Oszalałaś? Mam przed sobą zbyt ciężki dzień, by pozwolić sobie na balowanie przez całą noc. Przecież nic ci nie zrobię. Z resztą nie mówmy już o tym. Za stary jestem na jakieś głupoty. Jutro przeniosę się tutaj i po sprawie. Poza tym to ja jestem żonaty i mógłbym mieć jakieś obawy, a nie ty.
– Nie skomentuję tej uwagi. Obawiam się, że ktoś kto wygłasza takie teksty, nie byłby w stanie zrozumieć tego, co mam do powiedzenia. A teraz już chodźmy. Lepiej znaleźć tę salę konferencyjną i zająć jakieś strategiczne miejsca.
Organizacja całej imprezy nieco Klarę rozczarowała. Spodziewała się czegoś na kształt przyjęć znanych z telewizji lub chociaż wydarzeń, z których relacje można było oglądać na łamach luksusowych miesięczników. Tymczasem nudziła się śmiertelnie. Nie do końca rozumiała, o czym mówią prelegenci, a już na pewno zupełnie nie rozumiała, po co oni cokolwiek mówią. Miała nadzieję, że obiecany pokonferencyjny bankiet diametralnie zmieni tę sytuację. Do tego była potwornie głodna i obawiała się, że za chwilę spod jej pięknej sukienki zaczną dochodzić niekoniecznie dobrze się kojarzące dźwięki.
Niestety, to coś co szumnie było nazywane bankietem również ją rozczarowało, bo nie pasowało do tej nazwy ani trochę. W tak zwanej sali bankietowej, w której znaleźli się po tym, jak przebrzmiały ostatnie brawa dla nie wiadomo kogo za nie wiadomo co, snuli się jacyś smętni ludzie pomiędzy nakrytymi stolikami, które jednak wyglądały tak, jak gdyby dopiero ktoś miał coś na nich postawić. Pożegnała więc nadzieję na opanowanie coraz bardziej dotkliwego głodu. Nie było jednak obawy, że ktokolwiek mógłby usłyszeć jej burczenie w brzuchu. Szum rozmów i śmiechy tych dziwnych osób zagłuszały wszystko. A już zdecydowanie nie dawały szans puszczonej w tle muzyce, która miała chyba naśladować jakąś bossa novę. Szybko więc zamarzył jej się powrót do pensjonatu i zamówienie jakiejś pysznej domowej kolacji. Coś jej mówiło, że w tamtym miejscu nie może być mowy o niesmacznym czy snobistycznym jedzeniu.
– Czy mogłabym już się stąd ulotnić? – zapytała Jakuba, który właśnie postanawiał nawiązać znajomość z piękną, długonogą, choć już niemłodą blondynką.
– Już? Też jestem zmęczony, ale chciałbym zapaść w pamięć chociaż kilku osobom – Kuba wyraźnie był zdegustowany – Może zjedz coś. Ja tymczasem przedstawię się tej pani. Potem chciałbym cię wykorzystać. Widzisz tego gościa w stalowym garniturze? – wykonał niedbały gest ręką, aby nie pokazywać palcem – to podobno facet, który mógłby nam ułatwić kilka spraw. Mam przykazane skakać nad nim jak nad jajkiem.
Pomału zaczęło do niej docierać, jakie zadanie wymyślił dla niej jej przełożony. A może Kuba? Rozzłoszczona tym faktem odwróciła się na pięcie w stronę miniaturowego stolika i zaczęła udawać, że zachwyca się tym czymś, co smakowało jak właściwie nie wiadomo co. Gdy nieco udało jej się ochłonąć, Jakub wręczył jej kieliszek czerwonego wina.
 – Wiesz, że nie mogę pić.
– A kto mówi o piciu? Pomyślałem, że z tym kieliszkiem będzie ci bardziej do twarzy – uśmiechnął się szelmowsko – no chodź już. Czemu odnoszę wrażenie, że przez cały czas muszę cię do czegoś nakłaniać? Chyba nie zdawałem sobie sprawy z tego, jaka jesteś uparta.
Gdy podeszli do wspomnianego mężczyzny w idealnie skrojonym stalowym garniturze, Klara upiła nieco więcej z kieliszka i równie mocno wpiła się w ramię Kuby. Oczywiście nie zauważył on, że zachwiała się i niewiele dzieliło ją od spektakularnego upadku.
 – Dobry wieczór. Nazywam się Jakub Reinstein i reprezentuję…
– Klara!!? – ich rozmówca okazał się zdecydowanie wyższy i zdecydowanie zaskoczony – Co tutaj robisz?
– Stoję – odpowiedziała, myśląc jednocześnie „przynajmniej próbuję”.
– Nie wiedziałem, że się znacie, tzn. nie wiedziałem, że pan zna Klarę.
– Tak. Byliśmy…
– Byłam studentką pana Nadolskiego. Jeśli można tak powiedzieć. Tylko nie rozpoznałam pana od razu – uśmiechnęła się szeroko i niewinnie – Jaki ten świat jest jednak mały.
– Wie pani. Dla ludzi z branży taka impreza jest jak najbardziej naturalnym miejscem spotkań. Zdziwiłbym się, gdybym nie spotkał nikogo z moich studentów.
W tym czasie podeszła do nich niewysoka brunetka w eleganckiej sukni.
– Kochanie, pozwól – to moja była studentka, pani Klara… przepraszam, nie pamiętam nazwiska
– Nie szkodzi, ja również przepraszam, ale obawiam się, że muszę wyjść – to mówiąc Klara wykonała obrót i upuściła kieliszek, lądując u stóp Kuby, który sam nie wiedząc jak, błyskawicznie wyniósł ją na zewnątrz.
-----------------------------------------------------------------------
Kasia kręciła się niespokojnie po biurze i od czasu do czasu wynajdowała sobie pretekst, aby przemaszerować przed jego nosem. Zastanawiało go czasem, dlaczego niektóre kobiety zachowują się w ten sposób. Bardziej jednak chciał wiedzieć, co takiego zrobił, że Klara tak na niego naskoczyła. Spróbował nawet do niej zadzwonić (wbrew wcześniejszym postanowieniom), ale nie odbierała jego telefonu.
– Wychodzisz dziś normalnie, czy znów będziesz siedział do późna? – nie mógł uwierzyć, że naprawdę zadała w końcu to pytanie.
– Chyba wyjdę normalnie. Zdaje się, że nic mnie tu nie trzyma. A czemu pytasz?
 – Nie chciałabym, żeby zabrzmiało to jakoś niestosownie, ale pomyślałam sobie, że pewnie byłoby miło, gdybym zaproponowała ci podwiezienie do domu. I tak jadę przecież w twoją stronę.
– Dzięki. Powinienem jeszcze pewnie zrobić jakieś zakupy, ale skoro tak stawiasz sprawę, chyba sobie daruję. Zaraz możemy wychodzić.
Sam nie wiedział, dlaczego się nie wykręcił. Może po prostu ucieszyła go perspektywa wcześniejszego powrotu do domu, bez korków i zatłoczonego autobusu. Poza tym w domu czekało niedokończone zadanie. Miał przecież plan.
Już w samochodzie stwierdził, ze nie było to jednak najrozsądniejsze posunięcie. Trzeba było przesiedzieć korki w pracy i wrócić spokojnie do siebie
– Uwielbiam jeździć po tym mieście – zaświergotało mu nad uchem – Inni się wściekają, trąbią i ocierają o drugich, a ja urządzam sobie zawody w stylu, kto znajdzie ciekawszy skrót i szybciej dotrze, do celu. Niestety nigdy nie mogę sprawdzić, czy naprawdę wygrałam, więc tylko to sobie wyobrażam i staram się zawsze nieco zmieniać trasę. A ty nie jeździsz?
– Czasem jeżdżę. Ale to ja należę do tych, którzy nie mają siły przedzierać się samodzielnie przez zapchane miasto. Poza tym właśnie sprzedałem samochód.
– Ja kocham swoje auto i nigdy go nie sprzedam. Prędzej rozstałabym się z własnym mieszkaniem i zamieszkała w samochodzie niż pozbyła tego ukochanego grata.
Tak naprawdę nie był to taki grat i zupełnie sprawnie wcisnął się na jedyne wolne miejsce pod jego blokiem.
  Dzięki. Jestem twoim dłużnikiem. Zresztą nie pierwszy raz. Gdybyś kiedyś wpadła na pomysł, jak mógłbym się zrewanżować, mów śmiało. Może trzeba będzie zatankować albo nawoskować karoserię.
  Myślę, że coś do picia załatwiłoby sprawę.
 – Aaa, to da się zorganizować. Ale masz ochotę, tu, teraz? Może zechciałabyś wejść ze mną na górę?
Cała ta sytuacja wydała mu się tak absurdalna, że kiedy usłyszał „chętnie” i zobaczył Kasieńkę wyskakującą zza kierownicy o mały włos nie parsknął śmiechem, ale nie było już odwrotu.
 – To czego się napijesz? Może być kawa? – spytał, gdy wdrapali się już na górę.
– No coś ty. O tej porze nie piję już kawy. Teraz przydałoby się raczej coś wyciszającego, a nie odwrotnie.
– Mam tylko wino i kawę, a wina ci nie proponuję, bo jesteś autem.
– daj spokój. Nie jestem autem tylko człowiekiem i mieszkam dwa bloki dalej – Kasia wyraźnie miała ochotę na cos mocniejszego – Odprowadzisz mnie najwyżej. Chętnie napiję się tego wina.
– Jak sobie życzysz – otworzył butelkę i sięgnął po dwa kieliszki. Przypomniał sobie, jak ostatnio siedzieli z Klarą i studiował jej twarz przez szkło tego kryształowego naczynia.
– Ładnie tu.
– Odziedziczyłem to mieszkanie po dziadkach. Właściwie niewiele tu zmieniałem. Dzięki temu widać tu jeszcze ślady działań mojej babci. No, może poza tymi momentami, w których panuje tu okrutny bałagan.
– Zazdroszczę. Ja musiałam swoje kupić na raty, a teraz bank odcina sobie z mojej każdej pensji co swoje. Widać nie wszystkim jest dane coś za darmo.
– Wiesz, wolałbym mieć kredyt i wpadać na szarlotkę do babci.
 – Przepraszam. Nie to miałam na myśli.
  Tak, wiem. Nikt nigdy nie myśli o tym w ten sposób, ale przecież nie będę narzekał, że dziadkowie zapisali mi w spadku swoje mieszkanie. Z resztą byłem ich jedynym wnukiem. Komu mieli je zostawić? Państwu?
– Oj, dobrze już dobrze, nie nakręcaj się tak – pogłaskała go po policzku i przysunęła się nieco.
Nie lubił, kiedy ktoś za bardzo naruszał jego przestrzeń, więc próbował się nieznacznie odsunąć. Tak, żeby nie zwrócić jej uwagi. Wyszło to jednak jeszcze bardziej niezdarnie. W tym momencie poczuł jej dłoń w swoich włosach, a usta niebezpiecznie blisko własnych. Odskoczył jak oparzony, tłukąc pamiątkowy kieliszek i plamiąc dywan.
 – Co ty wyprawiasz!!? Odbiło ci?
 – Myślałam…
– Co myślałaś? Że jak podwiozłaś mnie do domu i w rewanżu zaproponowałem ci coś do picia, to już masz prawo się na mnie rzucać po pięciu minutach od wejścia.
 – No właśnie. Zaproponowałeś mi coś do picia. Myślałam, że o to chodzi. Rozumiesz? Taki kod.
 – Jaki kod, dziewczyno? Ja się na tym nie znam. Jak proponuje kawę, to mam na myśli tylko i wyłącznie kawę, a jak zapraszam na wino, to tylko po to, żeby je wypić. Poza tym to ty się wprosiłaś.
– Oj, dobrze już, to nieporozumienie, przepraszam. Nie kryję, spodobałeś mi się i wydawało mi się, że nikogo nie masz, więc pomyślałam, czemu nie.
– Bo nie i już.
– Masz kogoś?
– Może mam, a może nie. Nie wydaje mi się, żeby to była twoja sprawa.
– Czyli, że nie masz albo po prostu podkochujesz się w kimś bez wzajemności.
– Dajmy już temu spokój, ok.? Może po prostu napijmy się tego wina, a potem rozejdźmy do swoich spraw…
– Puszczając całą rzecz w niepamięć.
Kasia wzięła swój kieliszek i trochę niespokojnie kręciła się po pokoju.
– Przeczytałeś te wszystkie książki?
– Pewnie, że nie – jego złość na nią zaczęła narastać w ekspresowym tempie. To on tu się czuje jak ostatni kretyn, a ona spokojnie pyta go o książki – to  były książki moich dziadków. Je także odziedziczyłem.
W tym momencie wzrok jego niefrasobliwej koleżanki padł na wielkie zdjęcia ułożone na biurku.
 A to kto? Klara!!! Skąd masz jej zdjęcia? I to takie wielkie.
Chociaż miał ochotę wyrzucić ją przez okno, odparł –  Zrobiłem je i wywołałem w takim formacie. Przygotowuję dla Klary urodzinową niespodziankę
– Aaaa – Kasia wydała z siebie taki okrzyk, jak gdyby właśnie po raz kolejny odkryła Amerykę – to ty pewnie w niej się tak podkochujesz? Od razu ci powiem: daruj sobie. Ta kobieta jest zimna jak lód i niezdolna do miłości. Z resztą nie jesteś w jej typie. Nie zaszczyci cię nawet swoim spojrzeniem. Ja się znam na tym.
 – Myślę, że będzie lepiej, jak już sobie pójdziesz – nigdy jeszcze nie zdobył się na taką impertynencję – tak się składa, że Klara jest moją przyjaciółką i znam ją o wiele lepiej niż ty.

----------------------------------------------------------------------------------------------------
– Co to było do cholery? – zaczął wrzeszczeć, kiedy wreszcie pozbył się całego tłumu gapiów, a Klara stanęła o własnych siłach – popis zdolności aktorskich?
– Nie udawałam. Po prostu czasem w skrajnych sytuacjach tak reaguję na stres, ale nie zdążyłam cię uprzedzić. Przepraszam.
– A co to za stres? Że spotkałaś byłego wykładowcę, że nie pamiętał twojego nazwiska? Wielka sprawa.
– To nie był mój wykładowca. Owszem. Miał kiedyś z nami zajęcia, ale tylko raz i tylko w zastępstwie za naszego profesora – to mówiąc Klara rozkleiła się zupełnie i poprosiła: Zawieź mnie do domu.
– Nasz uroczy pensjonat i moje towarzystwo będzie ci musiało wystarczyć – Kuba pomyślał, że może wszystko potem samo się wyjaśni – Dzwonię po taksówkę.

1 komentarz: