Siedziała w hotelowym barze nad szklanką z wodą miętowo-imbirową i
czekała na Jakuba. Pierwsze spotkanie można było uznać za udane, a do otwarcia
całej imprezy zostało jeszcze trochę czasu. Kuba poszedł więc załatwiać kwestię
jedynie swojego zameldowania w hotelu, ponieważ oświadczyła mu, że ona nie ma
zamiaru wyprowadzać się z pensjonatu. W końcu przed wyjazdem obiecywał, że tutaj
będzie mogła sobie wypocząć.
Doceniała teraz swoją uniwersalną sukienkę z malowanego ręcznie
jedwabiu. Był to zbytek, na który pozwoliła sobie kiedyś w czasie wyjazdu do
Paryża. Zainwestowane wtedy w ten sposób pieniądze zwróciły się jej już
wielokrotnie. Prosty krój i materiał typu „zimą grzeje, chłodzi latem”
sprawiały, że sukienka doskonale sprawdzała się w rozmaitych sytuacjach. Do
tego była niezwykle kobieca i Klara niemalże czuła, jak wzmacnia jej poczucie
własnej wartości.
– Wygląda na to, że uda ci się
mnie pozbyć z twojego nowego gniazdka – Jakub wręcz wyrósł spod baru – ale
dopiero od jutra – dodał, gdy już zobaczył malujące się na jej twarzy uczucie
ulgi.
– Jak to od jutra? – zaprotestowała
– Dziś nie ma wolnych pokoi. Słyszałaś przecież.
– To niech cię przenocują w schowku na miotły. Z resztą dzisiejszy
bankiet nie skończy się o północy. Jakoś dotrwasz do rana.
– Oszalałaś? Mam przed sobą zbyt ciężki dzień, by pozwolić sobie na
balowanie przez całą noc. Przecież nic ci nie zrobię. Z resztą nie mówmy już o
tym. Za stary jestem na jakieś głupoty. Jutro przeniosę się tutaj i po sprawie.
Poza tym to ja jestem żonaty i mógłbym mieć jakieś obawy, a nie ty.
– Nie skomentuję tej uwagi. Obawiam się, że ktoś kto wygłasza takie
teksty, nie byłby w stanie zrozumieć tego, co mam do powiedzenia. A teraz już
chodźmy. Lepiej znaleźć tę salę konferencyjną i zająć jakieś strategiczne miejsca.
Organizacja całej imprezy nieco Klarę rozczarowała. Spodziewała się
czegoś na kształt przyjęć znanych z telewizji lub chociaż wydarzeń, z których
relacje można było oglądać na łamach luksusowych miesięczników. Tymczasem
nudziła się śmiertelnie. Nie do końca rozumiała, o czym mówią prelegenci, a już
na pewno zupełnie nie rozumiała, po co oni cokolwiek mówią. Miała nadzieję, że
obiecany pokonferencyjny bankiet diametralnie zmieni tę sytuację. Do tego była
potwornie głodna i obawiała się, że za chwilę spod jej pięknej sukienki zaczną
dochodzić niekoniecznie dobrze się kojarzące dźwięki.
Niestety, to coś co szumnie było nazywane bankietem również ją
rozczarowało, bo nie pasowało do tej nazwy ani trochę. W tak zwanej sali
bankietowej, w której znaleźli się po tym, jak przebrzmiały ostatnie brawa dla
nie wiadomo kogo za nie wiadomo co, snuli się jacyś smętni ludzie pomiędzy
nakrytymi stolikami, które jednak wyglądały tak, jak gdyby dopiero ktoś miał
coś na nich postawić. Pożegnała więc nadzieję na opanowanie coraz bardziej
dotkliwego głodu. Nie było jednak obawy, że ktokolwiek mógłby usłyszeć jej
burczenie w brzuchu. Szum rozmów i śmiechy tych dziwnych osób zagłuszały
wszystko. A już zdecydowanie nie dawały szans puszczonej w tle muzyce, która
miała chyba naśladować jakąś bossa novę. Szybko więc zamarzył jej się powrót do
pensjonatu i zamówienie jakiejś pysznej domowej kolacji. Coś jej mówiło, że w
tamtym miejscu nie może być mowy o niesmacznym czy snobistycznym jedzeniu.
– Czy mogłabym już się stąd ulotnić? – zapytała Jakuba, który właśnie
postanawiał nawiązać znajomość z piękną, długonogą, choć już niemłodą blondynką.
– Już? Też jestem zmęczony, ale chciałbym zapaść w pamięć chociaż
kilku osobom – Kuba wyraźnie był zdegustowany – Może zjedz coś. Ja tymczasem
przedstawię się tej pani. Potem chciałbym cię wykorzystać. Widzisz tego gościa
w stalowym garniturze? – wykonał niedbały gest ręką, aby nie pokazywać palcem –
to podobno facet, który mógłby nam ułatwić kilka spraw. Mam przykazane skakać
nad nim jak nad jajkiem.
Pomału zaczęło do niej docierać, jakie zadanie wymyślił dla niej jej
przełożony. A może Kuba? Rozzłoszczona tym faktem odwróciła się na pięcie w
stronę miniaturowego stolika i zaczęła udawać, że zachwyca się tym czymś, co
smakowało jak właściwie nie wiadomo co. Gdy nieco udało jej się ochłonąć, Jakub
wręczył jej kieliszek czerwonego wina.
– Wiesz, że nie mogę pić.
– A kto mówi o piciu? Pomyślałem, że z tym kieliszkiem będzie ci
bardziej do twarzy – uśmiechnął się szelmowsko – no chodź już. Czemu odnoszę
wrażenie, że przez cały czas muszę cię do czegoś nakłaniać? Chyba nie zdawałem
sobie sprawy z tego, jaka jesteś uparta.
Gdy podeszli do wspomnianego mężczyzny w idealnie skrojonym stalowym
garniturze, Klara upiła nieco więcej z kieliszka i równie mocno wpiła się w
ramię Kuby. Oczywiście nie zauważył on, że zachwiała się i niewiele dzieliło ją
od spektakularnego upadku.
– Dobry wieczór. Nazywam się
Jakub Reinstein i reprezentuję…
– Klara!!? – ich rozmówca okazał się zdecydowanie wyższy i
zdecydowanie zaskoczony – Co tutaj robisz?
– Stoję – odpowiedziała, myśląc jednocześnie „przynajmniej próbuję”.
– Nie wiedziałem, że się znacie, tzn. nie wiedziałem, że pan zna Klarę.
– Tak. Byliśmy…
– Byłam studentką pana Nadolskiego. Jeśli można tak powiedzieć. Tylko
nie rozpoznałam pana od razu – uśmiechnęła się szeroko i niewinnie – Jaki ten
świat jest jednak mały.
– Wie pani. Dla ludzi z branży taka impreza jest jak najbardziej
naturalnym miejscem spotkań. Zdziwiłbym się, gdybym nie spotkał nikogo z moich
studentów.
W tym czasie podeszła do nich niewysoka brunetka w eleganckiej sukni.
– Kochanie, pozwól – to moja była studentka, pani Klara… przepraszam,
nie pamiętam nazwiska
– Nie szkodzi, ja również przepraszam, ale obawiam się, że muszę wyjść
– to mówiąc Klara wykonała obrót i upuściła kieliszek, lądując u stóp Kuby,
który sam nie wiedząc jak, błyskawicznie wyniósł ją na zewnątrz.
-----------------------------------------------------------------------
Kasia kręciła się niespokojnie po biurze i od czasu do czasu wynajdowała
sobie pretekst, aby przemaszerować przed jego nosem. Zastanawiało go czasem,
dlaczego niektóre kobiety zachowują się w ten sposób. Bardziej jednak chciał
wiedzieć, co takiego zrobił, że Klara tak na niego naskoczyła. Spróbował nawet
do niej zadzwonić (wbrew wcześniejszym postanowieniom), ale nie odbierała jego
telefonu.
– Wychodzisz dziś normalnie, czy znów będziesz siedział do późna? – nie
mógł uwierzyć, że naprawdę zadała w końcu to pytanie.
– Chyba wyjdę normalnie. Zdaje się, że nic mnie tu nie trzyma. A czemu
pytasz?
– Nie chciałabym, żeby zabrzmiało
to jakoś niestosownie, ale pomyślałam sobie, że pewnie byłoby miło, gdybym
zaproponowała ci podwiezienie do domu. I tak jadę przecież w twoją stronę.
– Dzięki. Powinienem jeszcze pewnie zrobić jakieś zakupy, ale skoro
tak stawiasz sprawę, chyba sobie daruję. Zaraz możemy wychodzić.
Sam nie wiedział, dlaczego się nie wykręcił. Może po prostu ucieszyła
go perspektywa wcześniejszego powrotu do domu, bez korków i zatłoczonego
autobusu. Poza tym w domu czekało niedokończone zadanie. Miał przecież plan.
Już w samochodzie stwierdził, ze nie było to jednak najrozsądniejsze
posunięcie. Trzeba było przesiedzieć korki w pracy i wrócić spokojnie do siebie
– Uwielbiam jeździć po tym mieście – zaświergotało mu nad uchem – Inni
się wściekają, trąbią i ocierają o drugich, a ja urządzam sobie zawody w stylu,
kto znajdzie ciekawszy skrót i szybciej dotrze, do celu. Niestety nigdy nie
mogę sprawdzić, czy naprawdę wygrałam, więc tylko to sobie wyobrażam i staram
się zawsze nieco zmieniać trasę. A ty nie jeździsz?
– Czasem jeżdżę. Ale to ja należę do tych, którzy nie mają siły
przedzierać się samodzielnie przez zapchane miasto. Poza tym właśnie sprzedałem
samochód.
– Ja kocham swoje auto i nigdy go nie sprzedam. Prędzej rozstałabym
się z własnym mieszkaniem i zamieszkała w samochodzie niż pozbyła tego
ukochanego grata.
Tak naprawdę nie był to taki grat i zupełnie sprawnie wcisnął się na
jedyne wolne miejsce pod jego blokiem.
– Dzięki. Jestem twoim dłużnikiem. Zresztą nie
pierwszy raz. Gdybyś kiedyś wpadła na pomysł, jak mógłbym się zrewanżować, mów
śmiało. Może trzeba będzie zatankować albo nawoskować karoserię.
– Myślę, że coś do picia
załatwiłoby sprawę.
– Aaa, to da się zorganizować.
Ale masz ochotę, tu, teraz? Może zechciałabyś wejść ze mną na górę?
Cała ta sytuacja wydała mu się tak absurdalna, że kiedy usłyszał
„chętnie” i zobaczył Kasieńkę wyskakującą zza kierownicy o mały włos nie
parsknął śmiechem, ale nie było już odwrotu.
– To czego się napijesz? Może
być kawa? – spytał, gdy wdrapali się już na górę.
– No coś ty. O tej porze nie piję już kawy. Teraz przydałoby się
raczej coś wyciszającego, a nie odwrotnie.
– Mam tylko wino i kawę, a wina ci nie proponuję, bo jesteś autem.
– daj spokój. Nie jestem autem tylko człowiekiem i mieszkam dwa bloki
dalej – Kasia wyraźnie miała ochotę na cos mocniejszego – Odprowadzisz mnie
najwyżej. Chętnie napiję się tego wina.
– Jak sobie życzysz – otworzył butelkę i sięgnął po dwa kieliszki.
Przypomniał sobie, jak ostatnio siedzieli z Klarą i studiował jej twarz przez szkło
tego kryształowego naczynia.
– Ładnie tu.
– Odziedziczyłem to mieszkanie po dziadkach. Właściwie niewiele tu
zmieniałem. Dzięki temu widać tu jeszcze ślady działań mojej babci. No, może
poza tymi momentami, w których panuje tu okrutny bałagan.
– Zazdroszczę. Ja musiałam swoje kupić na raty, a teraz bank odcina
sobie z mojej każdej pensji co swoje. Widać nie wszystkim jest dane coś za
darmo.
– Wiesz, wolałbym mieć kredyt i wpadać na szarlotkę do babci.
– Przepraszam. Nie to miałam na
myśli.
– Tak, wiem. Nikt nigdy nie
myśli o tym w ten sposób, ale przecież nie będę narzekał, że dziadkowie
zapisali mi w spadku swoje mieszkanie. Z resztą byłem ich jedynym wnukiem. Komu
mieli je zostawić? Państwu?
– Oj, dobrze już dobrze, nie nakręcaj się tak – pogłaskała go po
policzku i przysunęła się nieco.
Nie lubił, kiedy ktoś za bardzo naruszał jego przestrzeń, więc
próbował się nieznacznie odsunąć. Tak, żeby nie zwrócić jej uwagi. Wyszło to
jednak jeszcze bardziej niezdarnie. W tym momencie poczuł jej dłoń w swoich
włosach, a usta niebezpiecznie blisko własnych. Odskoczył jak oparzony, tłukąc
pamiątkowy kieliszek i plamiąc dywan.
– Co ty wyprawiasz!!? Odbiło
ci?
– Myślałam…
– Co myślałaś? Że jak podwiozłaś mnie do domu i w rewanżu
zaproponowałem ci coś do picia, to już masz prawo się na mnie rzucać po pięciu
minutach od wejścia.
– No właśnie. Zaproponowałeś mi
coś do picia. Myślałam, że o to chodzi. Rozumiesz? Taki kod.
– Jaki kod, dziewczyno? Ja się
na tym nie znam. Jak proponuje kawę, to mam na myśli tylko i wyłącznie kawę, a
jak zapraszam na wino, to tylko po to, żeby je wypić. Poza tym to ty się
wprosiłaś.
– Oj, dobrze już, to nieporozumienie, przepraszam. Nie kryję,
spodobałeś mi się i wydawało mi się, że nikogo nie masz, więc pomyślałam, czemu
nie.
– Bo nie i już.
– Masz kogoś?
– Może mam, a może nie. Nie wydaje mi się, żeby to była twoja sprawa.
– Czyli, że nie masz albo po prostu podkochujesz się w kimś bez
wzajemności.
– Dajmy już temu spokój, ok.? Może po prostu napijmy się tego wina, a
potem rozejdźmy do swoich spraw…
– Puszczając całą rzecz w niepamięć.
Kasia wzięła swój kieliszek i trochę niespokojnie kręciła się po
pokoju.
– Przeczytałeś te wszystkie książki?
– Pewnie, że nie – jego złość na nią zaczęła narastać w ekspresowym
tempie. To on tu się czuje jak ostatni kretyn, a ona spokojnie pyta go o
książki – to były książki moich
dziadków. Je także odziedziczyłem.
W tym momencie wzrok jego niefrasobliwej koleżanki padł na wielkie
zdjęcia ułożone na biurku.
– A to kto? Klara!!! Skąd masz
jej zdjęcia? I to takie wielkie.
Chociaż miał ochotę wyrzucić ją przez okno, odparł – Zrobiłem je i wywołałem w takim formacie.
Przygotowuję dla Klary urodzinową niespodziankę
– Aaaa – Kasia wydała z siebie taki okrzyk, jak gdyby właśnie po raz
kolejny odkryła Amerykę – to ty pewnie w niej się tak podkochujesz? Od razu ci
powiem: daruj sobie. Ta kobieta jest zimna jak lód i niezdolna do miłości. Z
resztą nie jesteś w jej typie. Nie zaszczyci cię nawet swoim spojrzeniem. Ja
się znam na tym.
– Myślę, że będzie lepiej, jak
już sobie pójdziesz – nigdy jeszcze nie zdobył się na taką impertynencję – tak
się składa, że Klara jest moją przyjaciółką i znam ją o wiele lepiej niż ty.
----------------------------------------------------------------------------------------------------
– Co to było do cholery? – zaczął wrzeszczeć, kiedy wreszcie pozbył
się całego tłumu gapiów, a Klara stanęła o własnych siłach – popis zdolności
aktorskich?
– Nie udawałam. Po prostu czasem w skrajnych sytuacjach tak reaguję na
stres, ale nie zdążyłam cię uprzedzić. Przepraszam.
– A co to za stres? Że spotkałaś byłego wykładowcę, że nie pamiętał
twojego nazwiska? Wielka sprawa.
– To nie był mój wykładowca. Owszem. Miał kiedyś z nami zajęcia, ale
tylko raz i tylko w zastępstwie za naszego profesora – to mówiąc Klara
rozkleiła się zupełnie i poprosiła: Zawieź mnie do domu.
– Nasz uroczy pensjonat i moje towarzystwo będzie ci musiało
wystarczyć – Kuba pomyślał, że może wszystko potem samo się wyjaśni – Dzwonię
po taksówkę.
No dobra, to ja już nie mogę doczekać się kolejnego odcinka ;)
OdpowiedzUsuń