wtorek, 20 marca 2012

kolejny wtorek - kolejny fragment :)

Tak trzeba – 20.03.2012

Kiedy skończyła spotkanie z klientem, była prawie dwudziesta. Dopiero gdy została sama przy stoliku, na którym stały dwie puste filiżanki, poczuła, jak bardzo jest zmęczona. Przeciągnęła się delikatnie – tak, aby nikt nie zwrócił na nią uwagi i wyjrzała przez okno. Ludzie jak na niemym filmie gnali gdzieś przed siebie w nadziei, że uda im się załatwić cały ogrom różnych spraw zrzuconych na nich przez nie wiadomo kogo. To pozwolenie sobie na chwilę refleksji było ogromnym błędem. Znów pojawił się ten nieznośny ucisk w żołądku i ogromny żal, z którym nie mogła sobie poradzić. Uregulowała więc rachunek i ruszyła do wyjścia najszybciej jak to było możliwe. Tylko poczucie odpowiedzialności i świadomość, że umówiła się z Jakubem na dostarczenie tych projektów, nie pozwoliły ruszyć jej po prostu gdzieś przed siebie.
Zadzwoniła więc do niego jeszcze w drodze do domu. Nie będzie musiała zbyt długo czekać i wcześniej załatwi z nim tę sprawę. Chciała być sama. Nie umiała poskładać myśli i nie mogła znaleźć sobie miejsca. Bardzo dbała o swój wizerunek i nie chciała, aby ktokolwiek widział ją w takim stanie. Może powinna przez jakiś czas popracować w domu? To nie było najlepsze rozwiązanie, bo zawsze, gdy zostawała zbyt długo w domu, traciła poczucie czasu, energię i wpadała w depresję. Tylko że w pracy też nie będzie czuła się dobrze. Tak naprawdę nie mogła tego znieść. Nie widziała go od tamtej rozmowy, od tego feralnego wyznania. Z jednej strony miała go po dziurki w nosie i była na niego wściekła, że wszystko popsuł, ale z drugiej czuła, że chciałaby coś zrobić. Nadzieja na to, że jeszcze nie wszystko stracone od czasu do czasu pukała do jakichś niewidzialnych drzwi w jej głowie. Ale coraz bardziej uświadamiała sobie, że nic z tego. Było minęło. Dlaczego on to zrobił? Było tak dobrze. Czy przyjaźń miedzy kobietą a mężczyzną naprawdę nie jest możliwa? Przecież to czasem dużo więcej, niż jakiś związek, który i tak później się rozpadnie. Więc o co chodzi?
Przy tym natłoku myśli nie zauważyła nawet, kiedy dotarła do domu. Włączyła ekspres i usiadła w salonie. Musi odpocząć, bo zwariuje. A może powinna rozejrzeć się za jakąś nową pracą? Ma już trochę doświadczenia, mogłaby spróbować. Przecież on kiedyś wróci. I jak miałaby wtedy funkcjonować? To, że nie pracowali razem, nie dawało gwarancji, że nie będą co chwila na siebie wpadać. A ona nie chce z nim rozmawiać, za dużo jej się przypomina. Chciała uciec od przeszłości. Po ostatnich, może nie za długich, ale wystarczająco bolesnych doświadczeniach postanowiła angażować się jedynie w pracę.
Gwałtowny dzwonek domofonu ponownie wyrwał ją z zamyślenia.
– Tak? – wymówiła drżącym głosem do słuchawki.
– Cześć, to ja. Które piętro?
– Czwarte, proszę – przeraził ją fakt, że przez chwilę myślała, że to on. Chyba naprawdę musi odebrać kilka dni zaległego urlopu.
– Wejdź – powiedziała, gdy Jakub stanął w drzwiach – Skończyłeś?
– Prawie – odparł jak zwykle pewny siebie, bez cienia poczucia winy.
– Mogłam się domyślić, że tak będzie. Dlaczego nie można nigdy liczyć na żadnego faceta. To straszne. Co wy byście bez nas zrobili? Chcesz kawy? Powiedziała to bez entuzjazmu, bo miała nadzieję, że na kawę jest już za późno i on zaraz się zmyje do tego swojego wspaniałego gniazdka.
– Zawsze – uśmiechnął się – przecież wiesz, że ja nigdy nie rezygnuję z kawy.
– Zapomniałam – mruknęła do siebie pod nosem i zupełnie już głośno i spokojnie dodała. – Zatem proszę, rozgość się. Zaraz przyniosę.
Poszła do kuchni nieco rozdrażniona, bo nie tak wyobrażała sobie ten wieczór. Miała pracować, potem paść i zasnąć. Ale może nie będzie tak źle. Może on chce po prostu się wygadać i zrobić to przed kimś, o kim myśli, że go zrozumie. Niech i tak będzie. Przecież teraz go nie wygna.

– Długo tu mieszkasz? – zapytał, gdy postawiła szklanki na krześle pełniącym tymczasowo funkcję kawowego stolika. – Ładnie to wszystko urządzasz. – kontynuował bez czekania na jej odpowiedź – Zawsze lubiłem minimalistyczne rozwiązania i wolne przestrzenie.
– Wprowadziłam się już jakieś pół roku temu, ale bardzo powoli się urządzam. Wiesz, chcę zrobić wszystko sama. Jeśli chcesz, możesz obejrzeć.
– Bardzo chętnie, ale może za chwilę. Wiesz, tak naprawdę to chciałbym z Tobą jeszcze raz porozmawiać.
Pięknie – pomyślała – to jednak szybko sobie nie pójdzie. Usiadła przy nim i wyglądała, jak gdyby zamieniła się w słuch i przez cały wieczór nie myślała o niczym innym, tylko o jego problemach z córką.
– Widzisz, przemyślałem to trochę i wydaje mi się, że możesz mieć rację z tym dziadkiem. Ja rzeczywiście nie chcę nim być. Nie miałem pierwszej młodości, bo miałem dzieci i mam nie mieć drugiej, bo zostanę dziadkiem? To mi się nie mieści w głowie. Przecież ja dopiero niedawno skończyłem czterdzieści lat. Moi koledzy dopiero teraz pozakładali rodziny, żyją intensywnie, mają co robić, a ja? Moja żona zachowuje się jak emerytka. Większość czasu spędza w domu, w ogródku, a ja już nie mogę, ja się duszę. Chcę żyć. Chcę żyć intensywnie, wyjeżdżać, zwiedzać, balować do rana, pojechać w góry. Robić zwariowane rzeczy, na które mam jeszcze siły, a na które nie mogłem sobie pozwolić w wieku 20 lat.
– I uważasz, że ślub twojej córki odbierze ci tę szansę? Przecież to jej życie, to ona założy rodzinę, nie ty.
– Wiem, ale zrozum. Nie po to się żeniłem z najwspanialszą kobietą na świecie, żeby teraz szaleć w samotności, a Karen zaraz zacznie żyć ich życiem, bo trzeba pomóc, bo młodzi, bo muszą się wyszaleć, a ja nie chcę. Chcę ją mieć wreszcie dla siebie. Jednak doskonale wiem, jak to będzie.
– Dlaczego zawsze wszystko widzisz w tak ciemnych barwach. Sam siebie pozbawiasz radości życia. Rozmawiałeś z Karen? Powiedziałeś jej o tym, czego pragniesz? Przecież ona zrozumie. Opowiadałeś trochę o niej i nie wydaje mi się, żeby była osobą, z którą nie da się dogadać.
– Da się, wiem, ale dopiero teraz ułożyłem to sobie w głowie, a wcześniej nie umiałem, nie chciałem jej zranić.
– No to chyba już wszystko jasne. Lżej ci?
Spojrzał na nią. Teraz uświadomił sobie, że od wejścia mówił tylko o sobie i nawet nie spytał o to, jak ona się czuje. Zrozumiał też, że najwyraźniej chciała, żeby on sobie wreszcie poszedł.

–To co? Mogę obejrzeć twoje mieszkanie? – Nie wie, dlaczego to zrobił. Może z przekory. – Obiecałaś.
– Tak, wiem. Obiecałam, więc się nie krępuj. Ale nie ma tu za dużo do zwiedzania. 
Chodził sobie jak gdyby nigdy nic po jej mieszkaniu, a ona zastanawiała się nad tym, co się właściwie dzieje. Co ja wyprawiam? Przecież on miał wyjść, a ja miałam się zabrać do pracy. Tymczasem wysłuchuję jego zwierzeń i pozwalam łazić po moim jedynym azylu. Chyba doszczętnie mi odbiło. Powlokła się za nim do sypialni.
– Tu jeszcze zupełnie nic nie jest zrobione. Dopiero upatrzyłam sobie łóżko. Materac póki co mi wystarcza.
– Mieszkasz sama? – nie mógł uwierzyć, że te słowa naprawdę padły z jego ust.
– Wyrosłam już z mieszkania z rodzicami. Nie wydaje ci się, że w pewnym wieku chce się opuścić rodzinne pielesze? No tak, zapomniałam. Ty byś trzymał swoje dzieci tak długo, jak się da.
– Przecież dobrze wiesz, że nie to miałem na myśli – brnął dalej i dalej siebie nie poznawał. Nigdy nie wtrącał się w nie swoje sprawy. Nawet nie zauważył, że już stali w salonie, a właściwie przy wyjściu, bo metraż tego mieszkania rzeczywiście do ogromnych nie należał. Spojrzał na beżowego kleksa na ścianie.
– A to? Jakaś artystyczna wizja?
– Nie, potłuczona filiżanka – dostrzegł w jej wzroku jakąś dziwną obojętność, jakby chciała odrzucić jakieś myśli.
– Rozumiem. To dlatego jesteś sama – tym razem z wrażenia ugryzł się w język. Nie poznawał samego siebie. Czy naprawdę tak bardzo chciał się czegoś o niej dowiedzieć, że tracił resztki taktu. Przepraszam, ja nie chciałem. Nie wiem dlaczego, ja z reguły tak nie postępuję.
– Nie ma sprawy, przywykłam. Chyba oboje już jesteśmy zmęczeni.
Znów zasugerowała mu, że powinien już pójść, ale zdała sobie sprawę z tego, że teraz chyba już nie chce zostawać sama, że wolałaby, żeby został i jej wysłuchał. Może pomógłby jej w tej dziwacznej sytuacji. Przecież trochę przeżył.
– Pójdę już. Dzięki.
Otrząsnęła się z chwili słabości. – Tak. To ja dziękuje. To był miły wieczór. Do jutra.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz