poniedziałek, 5 marca 2012

I dotarliśmy do czwartego wtorku :)


W biurze panował zwyczajny o tej porze gwar. Na przemian starał się zebrać myśli i zatopić się w pracy, aby nie myśleć. Na zewnątrz wyglądał zupełnie normalnie. Nie zdradzał żadnych oznak zdenerwowania. Wyglądał tak jak zawsze. Spokojnie i opanowanie, ale jego wnętrze aż kipiało. Starał się pracować, chociaż roztrząsał to, co wydarzyło się w czasie wczorajszej kolacji. Tak będzie lepiej, przecież nie zmieni rzeczywistości, nie cofnie czasu. To, co ma się stać, jest naturalne, nieuniknione, więc lepiej wcześniej się z tym pogodzić, niż walczyć z tym, z czym na pewno się przegra. Grunt to spokój.
– Masz dla mnie to, o co prosiłam – jej dźwięczny głos wyrwał go z rozmyślań. Otrząsnął się.
– Cześć! Też się cieszę, że cię widzę. Muszę chyba z kimś pogadać. Masz ochotę na kawę?
– No jasne, nie masz. Mogłam się domyślić. A do tego chcesz, żebym przy takim zawaleniu robotą marnowała czas na jakieś tam gadki-szmatki.
Przy niej zawsze czuł się jak chłopiec. To jej spojrzenie… Nieważne, że gdyby się uprzeć mógłby być jej ojcem. Miała w sobie taką siłę, że zapominał o wieku. Ale lubił ją, przebywanie w jej towarzystwie sprawiało mu przyjemność i czuł, że jeśli opowie jej o tym, co się stało, będzie mu lżej.
– No nie oburzaj się tak. Jeśli pozwolisz, wszystko ci wyjaśnię. Jest jeszcze dosyć wcześnie i wiem doskonale, że zwykle o tej porze robisz sobie przerwę. Też byłem tu skoro świt, a jednak wydaje się, że długo po Tobie.
– Czasem mam wrażenie, że w tej firmie pracuje tylko jedna osoba i to nie ty nią jesteś.
– No dobrze, już dobrze pani doskonała. To da się pani wyciągnąć na tę kawę, jeśli obiecam, że potem będę pracować jak mróweczka?
– Wyciągnąć się nie dam, ale rzeczywiście, za chwilę na nią wychodzę, więc może się pan przyłączyć.
W windzie miał okazję przypatrzeć się jej uważniej niż zwykle. Była całkiem ładna. Nawet wtedy, gdy udawała, że się gniewa. Nie miała jeszcze zmarszczek, ale kiedy marszczyła czoło, pojawiało się kilka pojedynczych delikatnych linii. Wiedział, że ona nie umie się na niego gniewać. Nie znał dokładnie jej stosunku do siebie, ale traktował ich relację swobodnie – to po prostu znajoma z pracy. No, może taka, którą lubi troszkę bardziej niż inne.
 – Moja córka chce wyjść za mąż – wypalił jeszcze zanim zdążyli zająć miejsca przy stoliku.
– I to twoim zdaniem jest powód, aby zawalać robotę. Myślisz, że to cię usprawiedliwi? – odparła w taki sposób, jak gdyby od dawna już miała przygotowaną odpowiedź i doskonale znała jego problem. Dostrzegł już, że jej złośliwość jest tylko formalna i odetchnął z ulgą, widząc, że nie będzie się długo gniewać.
– Myślałem, że mnie zrozumiesz…
– Tak? Ciekawe, dlaczego. – kiedy rozłożył nieporadnie ręce dodała – Rozumiem, rozumiem. To duże przeżycie, ale tak naprawę, w czym problem? Z tego co wiem, twoja córka jest dorosła, usamodzielniła się, wyprowadziła z domu…
– Ale ona ma dopiero 20 lat!!!
– No i co  z tego? A ty ile miałeś, jak się żeniłeś? Jaki ojciec taka córka, jeśli dobrze pamiętam.
– To były inne czasy. Poza tym wiem, że było ciężko. Po latach widzę, że nie byłem na to gotowy. Ale cóż, wtedy zdecydowałem inaczej. Dla moich dzieci chciałbym czegoś lepszego. Poza tym ja jednak byłem nieco starszy.
–  Nie zapominaj, że jesteś facetem.
– Tłumaczę jej, że ma jeszcze czas, że dopiero dostała się na studia, a ona nic. Upiera się przy swoim i tyle. Tylko ślub jej w głowie, bo przecież to nie koniec świata. Nawet na Karen nie mogę liczyć, bo ona chce się cieszyć ich szczęściem.
– A kandydat do jej ręki? Pewnie też ci nie odpowiada.
– Skąd wiesz? Wszyscy są nim zachwyceni, ale ja zawsze podchodziłem ostrożnie do chodzących ideałów. Wolę ludzi z krwi i kości.
Roześmiała się.
– A może ty po prostu się z nim porównujesz?
– No coś ty – udał, że jest obrażony – Pomyliłem się. Ty jednak nic nie rozumiesz. Wracajmy do pracy.
Podniosła się od stolika i ruszyła za nim. Po drodze coś przyszło jej do głowy, więc gdy dotarli  do biura rzekła jeszcze półgłosem – A może ty boisz się zostać dziadkiem? Może dlatego tak opornie podchodzisz do tego małżeństwa.
– Długo nad tym myślałaś?
– Nie. Tylko po drodze – uśmiechnęła się – Wyluzuj. Jesteś jeszcze całkiem fajny facet i nawet jako dziadek możesz być fajny. Zobaczysz, wszystko sie jakoś ułoży, a teraz przestań się mazać i zabieraj się do tego projektu, bo potrzebuję go na jutro.
– I po co ja ci cokolwiek mówiłem?
– Do pracy – zaszczebiotała i odeszła do swoich zajęć.
Trochę żałował, że tak od razu o wszystkim jej powiedział. Po co się spoufalać? Z drugiej strony ona i tak już o nim sporo wie, bo przecież o czymś trzeba rozmawiać. Tylko że myślał, że ona go zrozumie, a tu takie zdziwienie. Ona, choć nie ma chyba nikogo, nie widzi nic dziwnego w tym, że jego córka już teraz chce założyć rodzinę.
A może miała rację z tym dziadkiem? Oczywiście, że nie chciał jeszcze być dziadkiem. Jak oni wszyscy to sobie wyobrażają? Pieją z zachwytu, a on jak zwykle ze wszystkim sam.
Karen uważa, że młodzi mają prawo do szczęścia i jeśli czują się gotowi, to trzeba ich wspierać. Ale co tu wspierać? Przecież gołym okiem widać, że to błąd. A jeśli spotkają kogoś innego, a jeśli się rozmyślą. My to zupełnie co innego. Taka miłość się tak często nie trafia.
Nie, trzeba jeszcze raz porozmawiać z Karen i ostudzić nieco jej entuzjazm.
Projekt powstawał pod jego rękami sam, a on nie był do końca pewien, w którym  wymiarze się znajduje. Był dobrym architektem, spod jego ołówka wyszło już tyle projektów, że mógł je rysować z zamkniętymi oczami, a nie tylko z zajętym umysłem, ale nagle zaczął się zastanawiać, dla kogo ma być to mieszkanie. Miał tylko kilka głównych wytycznych wstępny projekt, nie wiedział nic o jego przyszłych lokatorach, a przecież trzeba to wiedzieć, żeby zaplanować mieszkanie tak, aby pasowało do właściciela. No tak, ale nie robił tego dla siebie, nie on będzie się tym dalej zajmował.
Swoją drogą to z tej Klary nieco dziwna dziewczyna. Tak poukładana, ogólnie nawet rozgarnięta i do tego całkiem ładna. Ale bardzo skryta. On tu przy niej zachowuje się jak baba, jakaś ostatnia papla, zwierza się w przerwie na kawę ze swych bolączek, a o niej nic nie wie. Znają się już kilka lat, a on nawet nie wie, gdzie ona mieszka, czy ma kogoś, jakie jest jej zwykłe życie. A jednak ją lubi, bo chociaż niewiele o niej wie, jest mu po prostu przyjemnie w jej towarzystwie. Właściwie to ile ona ma lat? Jest chyba niewiele starsza od jego dzieci, a może tylko tak dobrze się trzyma?
Poczuł jej zapach. Stanęła nad nim. Może nawet zbyt blisko, a może tylko mu się zdawało.
 – Gotowy? Bo ja muszę już iść. Chyba, że skończę to sama.
 – Jeszcze nie skończyłem, ale mogę ci to podrzucić po pracy w dowolne miejsce.
 – Dzięki, ale nie wiem, o której będę w domu. Może wezmę to tak jak jest i spróbuję coś z tym zrobić.
–  Nie, nie, to mój projekt. Może tylko ogólny, ale mój i nie umawialiśmy się na współpracę. Po prostu zadzwoń, jak dotrzesz już do siebie, a ja ci przywiozę. Ale potrzebuję na to jeszcze co najmniej dwóch godzin.
–  Niech ci będzie. Z tymi ludźmi spotykam się jutro, ale rano przed pracą i nie chciałabym już tutaj przyjeżdżać – sięgnęła po ołówek i napisała coś na brzegu wolnego arkusza. – To mój adres. Nie wiem, czy będzie ci po drodze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz